czwartek, 21 kwietnia 2016

Słów kilka o utrząsaniu ryżu w szklance.

 Od stycznia wróciłam do biegania. Od 14 stycznia, żeby nie było, że postanowienie noworoczne, bo nie robię ;-). Nic wielkiego: dwa, czasem trzy razy w tygodniu. Nie trenuję, biegam po prostu. Nie słucham muzyki, nie zagłuszam myśli, chcę żeby się utrzęsły jak ten ryż w szklance. Czasem wydaje mi się że już nic się nie zmieści. Moje dzieci: 4 żywioły, ja piąty. Mąż to akurat oaza spokoju... Nabieram dystansu wprost proporcjonalnie do przebytych kilometrów. Czasem wszystko się sypie: lektura nieprzeczytana, ba nawet nie posiadana, kolejna trója, kolejne już nigdy nie pójdę do szkoły. Bałagan w domu. Szafka nie mieści zimowych (jeszcze) i wiosennych (już) butów dla 12 stóp. Kolejny dzień typu "mamuuuu" i odkurzanie rozmiażdżonych chrupek z kangurem w torbie. Kolejne: "mamo kiedy na rower???" "Po co mi kupiliście jak jeździć nie mogę?" (1,5 godziny po przedszkolu się nie liczy, bo to powrót do domu, pomijając fakt, że mamy do domu 10 min...) Jeśli tylko mogę wieczorem co kilka dni wybiegam, nie uciekam, zawsze wracam ;-). Po pół godzinie z radością wracam do domu. Do mojego życia, które kocham z całym inwentarzem :-). Doceniam to co mam, wiem, że żyję. Święty spokój po śmierci poproszę. To, o czym myślę w trakcie biegania spisałam kilka dni temu. Nie zdarza mi się to zbyt często: myślenie o czym myślę podczas biegania... I niech Was nie zmyli długość wpisu, to tylko 4-5 km. Jestem kobietą, myślę o setkach rzeczy na raz ;-). Przy czym na skutek zmęczenia mniej więcej od połowy, nie myślę już o niczym, to stan, do którego staram doprowadzić się podczas każdego wybiegu, pomaga najbardziej.



Wybiegam. Odurzający zapach kwitnących wiśni i śliw. Cudownie.... Nie wcale nie cudownie! Wszyscy się cieszą i rozpływają, a tu wszędzie pyłki, jak u Calineczki... Ruszają olcha, brzoza i topola, o bylicach i innych chwastach nie wspomnę. Wszystkie na naszej liście prześladowców z poradni alergologicznej... Znów odpalimy nebulizator i tak do lipca będziemy jechać. "Powinna Pani wyjechać z synem nad morze do końca pylenia" - usłyszałam w ubiegłym roku... "Nie może Pani???" A może wtym roku nic się nie wydarzy? Może ta dieta bezmleczna ułatwi nam ten czas? A może mogę (ż wymienia się na g, nie to inny wyraz) cieszyć się tym zapchem? Tak pięknie pachnie ta wiosna....




Moje myśli powoli przestają biegać wokół dzieci, biegną dalej...Dziewczyna, która ostatnio biegała w kolorowej koszulce bez rękawów dziś cała w bieli... Nie mam białej koszulki do biegania, dziwne, same róże, wszystkie kupione przez męża. To chyba był jego plan. Nakupić ładnnych ubrań żebym biegała ;-). Udało Mu się, zawsze z radością do nich wracam, ale białej nie kupił, mojej ulubionej. Ciekawe czy jest dzień T-shirta? Białego T-shirta. Moja znajoma powiedziała mi kiedyś, że ja tak schlunie i czysto wyglądam, nawet jak wpada niezapowiedziana. Zdradziłam jej mój sekret. Biała koszulka. Na niej nie widać dziecięcych smarków... Dziecko przytula się najczęściej gdy płacze, jak płacze to i smarka. Na czarnym od razu widać ślady jakby ślimak po ramieniu chodził... A biała koszulka? Nawet jak się zaplami to wybielacz, 60 stopni i nie spoglądam nerwowo czy kolor nie wyblakł. Policzyłam: mam 8 białych T-shirtów plus 2 lepsze pod żakiet i cztery z długim rękawem, ale to nie T-shirt i już na inne święto przypada. Wracam (myślami) do dziewczyny w bieli. Mijam ją często, wygląda pięknie. Tłumaczę się, że spotykam ją w miejscu, gdzie ja mam pod górkę, a ona z górki, ale to nie powód. Zmęczenie i pot dodają jej jeszcze urody... Mnie nie ;-). Ja wyglądam jak zupa z TEGO wpisu. O i ta druga, też ładnie wygląda i jeszcze ćwiczy ręce, czy dłonie, takie sprężynki ściska podczas biegu. Pewnie jest skrzypaczką, albo piękną wiolonczelistką. 



Moja górka ciągnie się i ciągnie, a ja zaczynam modlitwę z prośbą o czerwone światło na przejściu dla pieszych. Wtedy zatrzymam się. Mam dzieci, przestrzegam przepisów itp. itd., poza tym rozciągnę mięśnie, a najważniejsze, nie będzie widać, że umieram... Niestety zielone. Okazuje się, że żyję, ale górka trwa. Zadziwiające jest to, że gdy tędy idę spacerkiem to tej górki nie widzę... Jest szansa na jeszcze jedno czerwone. Myślę tylko o tym, a jeśli kobieta myśli o jednej rzeczy to znak, że jej zależy. ZIELONA FALA JAKAŚ! No nic, dajemy, teraz już będzie równo. Jednak bieg bez przerw był ponad moje siły, mam omamy!!! Skupiam się, ustalam fakty: jest kwiecień, kwitną drzewa, mam na sobie krótkie portki, a naprzeciw mnie czapka św. Mikołaja... To nie omamy, chociaż nikogo nie pytałam dla pewności, rzeczywiście mija mnie polarowa czapka Mikołaja! 




Nie myślę...............................................................................................................................................................





Kończę bieg - już nigdy nie pobiegnę! Łapię kilka oddechów - jutro znów biegnę. Czuję się znacznie lepiej niż wyglądam. Wychodząc z domu wyglądam jeszcze jakotako, choć czuję się zazwyczaj kiepsko (co najmniej myślę jak bardzo mi się nie chce i chciałabym legnąć na kanapie). Wracając wyglądam fatalnie, ale czuję się fantastycznie. W szklance zrobiło się sporo miejsca, choć nic się nie zmieniło. Co mogło się zmienić podczas 30 minut biegu? Wracam w to samo miejsce, z którego wybiegam, nikt nic nie zauważył, ale Endomondo zapisało: 43 km w kwietniu :-)))))




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Na moim kameralnym blogu zaczęło pojawiać się dużo spam'u... Zdarzyło się nawet, że przedostał się przez zabezpieczenia bloggera i został opublikowany jako komentarz. Stąd moja decyzja o moderowaniu komentarzy. Dziękuję za każdy niespamowy komentarz :-).