niedziela, 11 czerwca 2017

O tym, że myślenie czasem boli...



Matka Polka miała kryzys. Chciała być Matką bez dzieci. Człowiekiem nieprzewidzianym przez żadne teorie naukowe i testy psychologiczne. Matka Polka zaczęła uciekać. Niby niedaleko, ale  Ikea zamieniła na Muzeum Narodowe, a domowy obiad na tybetańskie pyzy Momo i sernik w modnej kawiarni. I nawet to, że regularnie wychodziła na wybieg (70 km w maju) Matce Polce nie pomogło. Musiała sobie pomyśleć, aż do bólu i krzyku. I nagle zobaczyła Światło. W życiu Matki Polki nic się nie zmieniło, ale boleć przestało. Wróciła do trybu myślenia umiarkowanego i poczuła powrót znajomego szczęścia. Okazało się, że woli pyzy, które sama zrobi w domu. Jednak na sernik i do muzeum to jeszcze się wybierze, tak na spokojnie, bez syndromu ucieczki. Matka Polka wróciła bowiem do siebie po 2 tygodniach tułaczki myślowo-emocjonalnej. Kilka dni temu, wczesnym rankiem, odprowadziła na wycieczkę szkolną najstarsze dziecko bardzo się cieszyła, że w domu ma jeszcze Trójkę....


Właściwie to cała historia, którą chcę Wam dziś opowiedzieć. Teraz to już wystarczy zdjęcia obejrzeć i cały wpis macie ogarnięty. Natomiast chętnych do czytania o rozterkach matki Polki, które nie dotyczą koloru kupki oraz dylematów: czy to już kaszel szczekający, zapraszam na resztę słowotoku...

Myślałam, że zaczęło się od Dnia Matki, kiedy to planowałam zapodać na Instagramie to oto zdjęcie moich dzieci spod kapelusza (wakacje 2016):


Pomyślałam wtedy NIE! To Dzień Matki, nie Dzień Dziecka... Przyszła do mnie znajoma mama i opowiadam Jej, że ja to dzieci, a dzieci to ja, więc czy ja bez dzieci to jeszcze jestem w ogóle? Żalę się  jak to w windzie mnie sąsiedzi nie poznają gdy jestem bez dzieci... A Ona na to: "Czyli chciałabyś być matką bez dzieci?"... Tak, chyba o to mi wtedy chodziło... Chociaż znajomej tłumaczyłam twardo, że to nie tak... Dzień Matki dał mi do myślenia, Dzień Dziecka podobnie. Ugięłam się pod ciężarem codzienności, tej najzwyklejszej, bez atrakcji dodatkowych...  I uciekłam...


Całkiem niedaleko, 15 minut jazdy tramwajem numer 17 do Muzeum Narodowego w Poznaniu. Spędziłam tam kilka powolnych godzin. Burczało mi w brzuchu, bolały nogi i byłam poruszona. Długo stałam przed średniowiecznym osiołkiem z Chrystusem na grzbiecie. Pośród wszystkich patetycznych rzeźb i obrazów rzeźba ta była zwyczajna i bliska. Tutaj możecie ją zobaczyć: "Chrystus na osiołku" M.G. Erhart, ok. 1494. Zwyczajny i bliski, człowiek i osiołek, tak po prostu... Kilka sal dalej piękny Monet, tak zwyczajnie piękny. U Moneta są ławeczki do spoczynku i kontemplowania sztuki, ja marzyłam o ławeczce przy osiołku. Zapatrzyłam się na scenki rodzajowe sztuki hiszpańskiej: "Wnętrze kuchni" (XVII w.), zastanawiałam się czy coś się w niej wydarzyło (bójka? krowa?), czy po prostu dzieci szykowały się do szkoły... "Pijana kobieta", "Operacja" i konie, które nie dawały rady na "Zamarzniętym kanale" - życie... My robimy miliony zdjęć, z których niewiele przetrwa 100 lat, kiedyś malowano obrazy, te już przetrwały wieki... A po scenkach rodzajowych przyszedł czas na kolejne "instagramowe obrazy" - kapitalna "Martwa natura śniadaniowa". Przez malarstwo włoskie szybko przemknęłam, te pyzowate buzie mnie irytują... ale jeden mnie rozbawił. Botticelli i Maryja z Dzieciątkiem - dzieciątko łapie za suknię Maryi i do mleka się dobiera... no super! Maryja, mam to! Pod koniec niespodzianka. Nie wiedziałam, że nasze muzeum ma zbiór obrazów Jacka Malczewskiego. Jestem laikiem jeśli chodzi o sztukę. Nie rozmawiam o sztuce, bo nie potrafię, na sztuce się nie znam. Wiem po prostu, że coś mnie wzrusza, a coś innego wzbudza odrazę. Jeśli chodzi o Jacka Malczewskiego  - Jego obrazy z Aniołami są dla mnie wspaniałe. Wielkie i potężne anioły. Na swoich skrzydłach mogą naprawdę nosić, a mieczami ścinać głowy wrogom... 


W Muzeum było pięknie, ale ucieczka to ucieczka, niczego nie zmienia, nie rozwiązuje problemów i nie koi pędzących myśli. Tylko na chwilę wszystko uciszy. Taka cisza przed burzą...


O co właściwie mi chodzi? Rozterki natury egzystencjalno  - emocjonalnej mają to do siebie, że nie wiadomo o co chodzi, ale generalnie człowiek czuje się słabo. Zastanawiałam się jaka jestem, bez dzieci, bez domu, po prostu ja. I co ze mnie zostanie jak dzieci będą miały swoje życie. Poczułam się też zawiedziona sytuacją z jednym z moich dzieci. I chociaż początkowo wydawało mi się, że to jego wina, poprzez doskonale mi znane: "Jestem złą matką", dotarło do mnie, że to wina moich oczekiwań wobec dziecka... 

Jestem w domu, opiekuję się dziećmi, taki jest mój wybór i moje zadanie, i zazwyczaj moja radość. Robię dużo żeby miały dobre warunki do zabawy, nauki i życia, ale one nie muszą mi płacić spełniając  moje oczekiwania... I nie mam prawa ich stwarzać według moich wyobrażeń... To mogłoby zakończyć się katastrofą... Przecież wcale tego nie chcę. Są wspaniałe takie, jakie są. Nie wymyśliłabym ich lepiej.
A gdy już pójdą w świat? Ja nie zniknę. Zawsze będę ich mamą. Moja rola w ich życiu zmieni się, z każdym rokiem się zmienia... Najstarszej 10 lat temu przestałam zmieniać pieluchy...


Z początkiem tego roku podjęłam kilka decyzji. Postanowiłam zmienić kilka drobnych rzeczy, wprowadzić kilka nowych przyzwyczajeń, działań, zrobić coś w moim zwykłym życiu...  Może więc moje rozterki zaczęły się znacznie wcześniej niż myślałam... Postanowiłam więcej czytać. Przyszedł moment, w którym robiłam tak dużo różnych rzeczy (od gotowania, sprzątania i szycia przez remonty po renowację mebli), że prawie przestałam. Doszłam bowiem do wniosku, że nie ma sensu sokoro czytam po 2-3 strony dziennie... Zmieniłam to, czytam 1 książkę na miesiąc. Tak wiem, że to niewiele, ale ostatnio trafiłam na kapitalny tekst dreem big, start small na blogu magdat.pl i artykuł utwierdził mnie w przekonaniu, że to dobry krok. I chyba to książki obudziły moje myśli.  Niewinnie zapowiadające się "Pułapki myślenia. O myśleniu szybkim i wolnym" pokazuje jak bardzo nasz umysł podatny jest na na manipulacje... Daniel Kahneman książkę tę napisał na podstawie badań naukowych. Moje myślenie okazało się oparte na intuicji, nie rozumie - wpadam we wszystkie pułapki, które autor zastawia. Po kolejnym takim wniosku wkurzyłam się, bo w końcu skoro pisał: "odpowiedz intuicyjnie", no to odpowiadałam. Okazuje się jednak, że są tacy, którzy nawet wtedy nie wyłączają logicznego myślenia. Mnie wyłączanie myślenia przychodzi bardzo łatwo... Przypomniała mi się też książka o tym jak naszą osobowość kształtuje kolejność narodzin, czyli to którym dzieckiem w kolejności jesteśmy ("Najstarsze, średnie, najmłodsze" R.R. Richardson). Do moich rozmyślań dołączył film o tym jak ludzie, biorący udział w eksperymencie zadawali ból człowiekowi za złą odpowiedź na pytanie. Dostali takie zadanie, wiedzieli, że to eksperyment naukowy, nie byli pod presją utraty własnego życia. Po badaniu osoby poddane eksperymentom były w szoku, że były do tego zdolne... Jest to eksperyment Milgrama, który miał na celu zbadanie mechanizmów zbrodni ludobójstwa podczas II Wojny Światowej. Badani zostali starannie dobrani, z różnych środowisk, klas społecznych, w różnym wieku. Zaczęłam zastanawiać się na ile jestem bytem niezależnym. Przygnębiała mnie myśl, że ktoś, kto pozna o mnie kilka faktów, nałoży wyniki eksperymentów społeczno - psychologicznych, będzie w stanie przewidzieć każdą moją decyzję. Decyzję jak decyzję, to jaka jestem! Przygnębiał mnie fakt, że wszystko jest wiadome.... A moja wyjątkowość jest jedynie wypadkową wielu niezależnych ode mnie sytuacji... 

Tylko co to zmienia? Ta świadomość? Nic. Po pierwsze jestem wyjątkowa, bo to właśnie mnie to wszystko spotkało. Bez sensu wciągnęłam się w rozmyślania oderwane od mojej historii. Mam rodziców, z których każde ma rodzeństwo. Mam wspaniałych młodszych braci, i również dzięki nim jestem taka, jaka jestem. Dlaczego ma to być powodem do moich rozterek... Jestem kontynuacją pięknej historii rodzinnej. Myślę intuicyjnie? Tak właśnie jest. Można nad tym pracować: przeczytać mądrą książkę, podejmować bardziej świadome decyzje, zastanawiać się wiele razy, rozpatrywać każde możliwe rozwiązanie... Można, ale ile razy to intuicja ratowała życie? A eksperyment Milgrama? Jak pisała Szymborska "Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono". To dla mnie kolejne potwierdzenie tego, że nie mam prawa osądzać ludzi za ich postępowanie... Nie mogę być pewna, że podczas wojny byłabym bohaterką...


Drugi plan, który realizuję od stycznia można obserwować na blogu i Instagramie. To co wielcy robią z książkami, ja zrobiłam z jedzeniem  - Projekt 52 - jeden nowy posiłek na tydzień. Jaki jest mój cel? Rozwijaj się, nie stój w miejscu - mówią wszyscy i wszędzie. Pomyślałam, że nie muszę znaleźć kolejnego zajęcia, kolejnej rzeczy, której się nauczę. Mogę stawiać sama sobie wyzwania, w mojej codzienności. Idzie mi całkiem dobrze. I ten fakt wcale mi nie pomógł w moim "dole" ponieważ czułam się ograniczona... Taaa, ja to potrafię... Od stycznia marzyłam o wytrawnych (niesłodkich) tartach. Uwielbiam tarty, ale moja rodzina nie bardzo, te słodkie to może jeszcze... I wymyśliłam sobie, że nie mogę! I gdy się tak już buntowałam i uciekałam to na dodatek upiekłam sobie tartę ze szparagami, a później z burakami! 

Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, fakt jest taki, że tarty zadziałały terapeutycznie... Poza tym, że były pyszne przestałam myśleć, że nie mogę. Nic nie stoi na przeszkodzie, żebym piekła je specjalnie dla siebie! Moja rodzina dostała tego dnia inny obiad. Raz na jakiś czas zrobić dwa obiady to nie problem, przecież nie codziennie chce mi się tarty... A poza tym usłyszałam z ust Najstarszej: "Nawet ładnie to wygląda". Czy taka obserwacja nie jest początkiem do spróbowania? Ja myślę, że jest. 


Mam te moc! Trzecią sprawą, za którą się zabrałam zaczynając ten rok był powrót do biegania. Kolejny powrót. Niedawno (chwaliłam się na Instagramie) przebiegłam 11 km. Gdy wychodziłam z domu byłam poddenerwowana. Pierwsze kroki - nerwy puściły - włączyło się myślenie: skąd ten stres, nikomu nie muszę tłumaczyć się gdy przerwę bieg po 6 km... Wynikał on z faktu, że nie wiedziałam, czy jestem w stanie przebiec tę trasę. Gdy wybiegam z domu na 6 km, które pokonuję regularnie, to wiem, że mogę. Nawet jeśli po 2 km dopada mnie zapaść (mięśniowa lub oddechowa) to wiem, że dam radę, bo robiłam to wiele razy. Gdy pierwszy raz po 3 latach chciałam przebiec ponad 10 km nie wiedziałam czy jestem w stanie... Doświadczenie! To ogromna siła! To moc, którą mam! To moje 11 km, to zupełnie odwrotnie niż z pierwszym krokiem na księżycu: to mały dla  krok dla ludzkości, duży dla człowieka (mnie). Teraz już wiem, że przebiegnę 11 km.


Kiedyś pewna znajoma, nie mając nic dobrego na myśli, powiedziała żebym za dużo nie myślała, bo nie wychodzi mi to na dobre. Układając w myślach ten wpis  planowałam przyznać Jej rację, ale to nie jest prawda. To jest moje kolejne doświadczenie: uciec, szukać, odnaleźć, wrócić. Było mi potrzebne, żebym nie zadręczała się pytaniami przez kolejne tygodnie. Zapamiętałam: to jest moje życie i jestem szczęśliwa Ja - Karolina. 


4 komentarze:

  1. Fajnie że jesteś! Bardzo miło i ciekawie mi się czyta rozważania o potyczkach własnych, choć dzieciowy świat mnie ominął?/póki co omija :)

    A myślenie zawsze wychodzi na dobre! Tego się trzymajmy...

    Też mam w pewnym stopniu przełomowy czas i zdaje się, że to zjawisko stopniowe/ proces a nie nagły wstrząs. Taki rok widać musi się czasem przytrafić :) Pozdrawiam ciepło Ciebie i całą gromadkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :-) Tak rzeczywiście, taki czas jest po prostu wpisany w życie. Proces... tak to czuję, to dobry czas. Raz jeszcze dziękuję.

      Usuń
  2. Kiedyś na studiach dowiedziałam się, że 'kryzys' to bardzo normalny i zdrowy element w życiu człowieka. Pojawia się w różnych momentach, z roznych powodów... Nie da się go przewidzieć i każdy radzi sobie z nim po swojemu. Kryzys też jest potrzebny... Ja tez miewam, radzę sobie różnymi sposobami i lecę dalej ;) gratuluję, że się uporałaś ze swoim i oby tak dalej. Dużo siły życzę :) PA!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak widać zarówno nauka jak i doświadczenie dają człowiekowi prawo do kryzysów i rozterek. To, co sprawia że czujemy się niepewnie i niekomfortowo powoduje też zmiany czasem duże, a czasem małe. Człowiek to jednak skąplikowana i piękna istota. Dzięki za komentarz. Pozdrawiam.

      Usuń

Na moim kameralnym blogu zaczęło pojawiać się dużo spam'u... Zdarzyło się nawet, że przedostał się przez zabezpieczenia bloggera i został opublikowany jako komentarz. Stąd moja decyzja o moderowaniu komentarzy. Dziękuję za każdy niespamowy komentarz :-).