czwartek, 20 listopada 2014

Drobiazgi kuchenne.

Dziś pokażę drobiazgi, które wbrew pozorom zajmują trochę czasu. Kolejna rzecz, której miałam nie pokazywać, ale znów zapadłaby cisza na blogu, no bo nic innego do pokazania nie mam ;-). Chętnych zapraszam, bo chociaż to drobiazgi, to ja oczywiście mam dużo do opowiadania ;-).


Słoiczki na przyprawy. Oglądałam kiedyś program kulinarny i jeden z obecnych celebrytów kulinarnych, mówił w nim jak to nie rozumie dlaczego ludzie tak eksponują przyprawy. Dla niego przyprawy to przyprawy i pozostawia je w oryginalnych opakowaniach i tak być powinno... Co ja na to? Poza tym, że zioła są poprostu ładne to nie wyobrażam sobie sięgać po nie do papierowych torebeczek. Gdy gotuję często mam mokre ręce, upaćkane sosem i sokiem z warzyw. Potrzebuję czegoś dodać to nie zastanawiam się za długo. Taki słoik łatwo umyć. Do tej pory trzymałam zioła w małych słoiczkach i często je uzupełniałam, poza tym przez "finezyjne" kształty szybko łapały kurz i brud i niezbyt dobrze domywała je zmywarka. Postawiłam na zwykłe słoiczki po oliwkach i pomalowałam im nakrętki na czarno (w mojej kuchni występują czarne elementy). Malowanie nastąpiło przez sprayowanie ;-). Wyszły zwyczajnie, ale podobają mi się. Jeśli chodzi o podpisywanie słoiczków i innych opakowań kuchennych, to od lat jestem wierna białej taśmie maskującej. Jest gruba i prążkowana, bardzo wytrzymała, a przy tym bardzo łatwo ją zdjąć i nie pozostawia śladów. Ideał. Do tego marker do podpisywania CD. Wiem, że drukowane wyglądałyby ładniej, ale zwykły papier w mojej kuchni odpada. Natomiast wymalowane farbą słoiczki nie nadają się do zmywarek... Na razie nic lepszego nie wymyśliłam ;-). Kształt etykiet to pozostałość mojej pracy zawodowej i moja wielka miłość: etykiety słoików aptecznych.


Druga rzecz, którą dziś pokażę to magnesy na lodówkę. Nie mam zdjęcia "przed", ale generalnie wiadomo o co chodzi: każdy magnes z innej bajki (dosłownie). Część mocno zniszczona, ale jakże potrzebna. Zapytałam dzieci, dostałam zgodę i trochę je ujednoliciłam. Na początku chciałam je pomalować, ale widać byłoby te zniszczenia. Tkanina, klej i lakier zakrył to, co miał zakryć. Nie wiem jak to u Was wygląda, ale spraw "do zapamiętania" jest za dużo. Dzień pluszowego misia, dyktando, sałatka owocowa, szczepienie, klasówka z matmy, strój galowy, 15 zł na kino... W dobie podręcznych komputerów i mądrych telefonów lodówka i żółte karteczki wydają się nieśmiertelne. Na lodówce zachodzi synchronizacja spraw całej naszej rodziny. 
Tak ogólnie to wykorzystałam tu technikę decoupage. Na początku nakleiłam (klej Magic) na stare magnesy różne tkaniny, tkaniny nie docinałam dokładnie. Gdy klej wyschnął przycięłam tkaniny do kształtów magnesów i jeszcze raz mocno zasmarowałam klejem. Klej Magic po wyschnięciu staje się przeźroczysty. To drugie klejenie pozwoliło też na dokładne podklejenie wszystkich odstających starych warstw papierowych na magnesach. Po wyschnięciu pomalowałam magnesy (od strony tkaniny) lakierem bezbarwnym. I tak oto mam całkiem nowe magnesy lodówkowe :-).


Ostatnio zagrzebałam się w drobiazgowej robocie... Cały czas coś dziubię, ale nic nie widać. I nadszedł dzień w którym wkurzyłam się sama na siebie: Po co? Nie masz co robić? Ostatnio lampiony, teraz słoiczki na przyprawy i magnesy na lodówkę (i za chwilę pokażę Wam kolejne pierdoły). Biorąc pod uwagę czwórkę dzieci i to, że jedno z nich jest w czwartej klasie (O rety, ile Ona ma lekcji!!!), a inne niemowlęciem (dobrze, że tylko to je kilkanaście razy na dobę ;-), a pomiędzy 4-ro i 6-ciolatek ("Mamo nudzi mi się"), to głupota (robienie, tych drobiazgów)... ale na szczęście jest ale ;-). Z tego myślenia wybił mnie wpis na blogu kokonlilli. Lilla pisze, że te drobiazgi, na początku niewidoczne tworzą charakter i nastrój domu i tworzą go wyjątkowym... Tu pudełko, tam ramka, tutaj lampion, a tam biały karmnik na balkonie ozdobiony pracochłonnym transferem. Tak, TEN KARMNIK też mnie uratował w tych ponurych myślach ;-).  Pomysłów dużo, czasu mniej, ale przecież nie wszystko musi być już. Na efekty większych projektów trzeba trochę poczekać, wspomniana Lilla pisze, że cztery lata zajęły jej zmiany wnętrza mieszkania. U mnie także kolejne plany powoli wchodzą w etap realizacji. Na te większe póki co nie mam odwagi (na rozpoczęcie, bo decyzje już zapadły). Tak wiec rozkrecam pracownię prezentów świątecznych i kończę moje drobiazgi. 


Z pozdrowieniami


1 komentarz:

  1. Bardzo fajne pierwsze zdjęcie, ładnie grają piony :-) Małe rzeczy też cieszą!

    OdpowiedzUsuń

Na moim kameralnym blogu zaczęło pojawiać się dużo spam'u... Zdarzyło się nawet, że przedostał się przez zabezpieczenia bloggera i został opublikowany jako komentarz. Stąd moja decyzja o moderowaniu komentarzy. Dziękuję za każdy niespamowy komentarz :-).