czwartek, 23 października 2014

Dzieci i szklanek nigdy za dużo :-).

Takie to powiedzonko zapodała sąsiadka, gdy moja mama chwaliła się, że urodziłam czwarte dziecko, a jej dziewiąte wnuczę :-) Trudno uwierzyć w niż demograficzny patrząc na moje ostatnie wpisy :-). Drugi zestaw dla drugiej Małej dziewczynki. Obie narodziły się tego samego dnia. I ten zestaw jesienny, ale leśnie. Tym razem takie było skojarzenie. 




Jak wspomniałam dwie dziewczynki, na które czekaliśmy urodziły się jednego dnia :-). Coś jednak musi być, jak to mówią, w powietrzu (a nie była to pełnia księżyca). W tym samym więc czasie zostały uszyte zestawy dla Nich. Nie zdążyłam na czas bo byłam już w posiadaniu własnego noworodka ;-), ale co tam, w końcu dotarły. TUTAJ wpis o zestawie, który pokazałam jako pierwszy.


Miałam ochotę ozdobić zawieszki guzikami i koralikami, ale jednak powstrzymałam się. Choć nigdy nie miałam przygody z połkniętym guzikiem czy fasolką w nosie (wszystko znów przede mną), to jednak jestem ostrożna i wolę odpuścić na rzecz przeszyć. Bardzo lubię takie "nieudane" (nierówne i przecinające się) przeszycia prostym ściegiem.  Dodatkowo usztywniają one zabawkę. Jak widać uległam sowiej modzie. Ta, jak to u mnie bywa wyfrunęła z kołderki.



Przypominam sobie ten czas z przed dwóch miesięcy, kiedy leżałam i nie wierzyłam, że znów mam pod opieką takie kruche i ważne Stworzenie. Pierwsze godziny to CISZA. Oszołomiona, nie ważne, który to poród i czego się spodziewałam. Później zaczynają się czułe przemowy do dziecka i niewiadomo kiedy opowiadam Mu o każdym moim ruchu. Wydaje się, że Go to uspakaja (lubi kontrolować sytuację, czy poprostu lubi mój głos?). Przestaję głaskać swój brzuch i przechodzę do łagodnego kołysania (już wkrótce kołyszę się nawet bez dziecka w ramionach, ot nad garnkami :-). I patrzymy sobie w oczy przekonani, że zostaliśmy dla siebie stworzeni...
Zupełnie na nowo przeżywam to czwarte macierzyństwo. Choć pracy jest dużo jestem jakaś spokojniejsza. Cieszę się każdym karmieniem. Siadam i nie myślę co jeszcze trzeba zrobić. Jacek niedawno pierwszy raz uśmiechnął się. Było to w gabinecie u lekarza. Ja zaczęłam się cieszyć jak wariatka, no to lekarz popatrzył na mnie jak na wariatkę.... ;-) Nic nie dzieje się taśmowo, siłą rozpędu. Sama jestem zaskoczona...



2 komentarze:

  1. Pieknie przezywasz to macieżyństwo. To duża łaska!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A Łaska jest albo jej nie ma. Macierzyństwo jest piękne,ale trudne. Serdecznie pozdrawiam.

      Usuń

Na moim kameralnym blogu zaczęło pojawiać się dużo spam'u... Zdarzyło się nawet, że przedostał się przez zabezpieczenia bloggera i został opublikowany jako komentarz. Stąd moja decyzja o moderowaniu komentarzy. Dziękuję za każdy niespamowy komentarz :-).