piątek, 25 stycznia 2013

Metki, etykietki.


Rozpocznę od rozwinięcia "zajawki" w postaci ostatniego To i Tamto. Już kilka razy pisałam peany na temat tasiemek bawełnianych. Powyżej widać moją obecną barwną kolekcję. Używam ich jako tasiemek do wiązania poduszek, świetnie się do tego nadają, nie rozwiązują się szybko. Często zdobią różne moje dzieła. Robię na nich moje metki, podszywam zasłony i obrusy, zawiązuję kokardki na włosach i prezentach. Już dawno wymyśliłam, że będę je farbować, żeby mieć więcej możliwości. Tasiemki bawełniane nie występują w wielu kolorach. Zazwyczaj są białe lub naturalne, czyli takie be-żowe. Tasiemki, które zrobiłam nie mają idealnie równomiernych kolorów, ale bardzo zadowolona jestem z efektu. Zabrałam je w plener bo w mieszkaniu było ciemno szaro i ponuro i zakłamania kolorystyczne wychodziły że hej! Jak można było zobaczyć w ostatnim wpisie - bystre oko mojej córki zauważyło podobieństwo tasiemek do kurtki :-)



Przy pierwszym podejściu zrobiły mi się te intensywne. Od początku. Zakupiłam barwniki w pasmanterii w kolorach "blue jeans" oraz "różowy". Pani reklamowała barwniki, że gotować nie trzeba. Ja pomyślałam super! Pamiętam, że kiedyś bawiłam się w farbowanie i to była brudna robota...  I tym razem nie inaczej! Nie trzeba gotować, ale utrzymywać temeraturę około 60℃... Dla mnie żadna różnica 60℃ czy 100℃, trzeba do gara włożyć tasiemki, barwnik i pilnować. Najpierw 30 minut w barwniku a później kolejne 30 minut z 2 łyżkami octu. Tak więc bez złudzeń. Roboty sporo, ale gary łatwo domyć. Dalej: wrzuciłam mniej barwnika niż w przepisie, bo chciałam uzyskać pastele, ale jak widać nie udało się za pierwszym razem ;-) Stąd piękne granaty i fuksja :-) Za drugim razem wiedziałam już co i jak. Tak więc jeden kolor barwnika może nam dać różne odcienie. Bardzo fajnie :-) Jeśli mamy ochotę na pastele to woda po wrzuceniu barwnika musi być nadal przeźroczysta. Natomiast ten naturalnie beżowy kolor to wynik farbowania herbatą :-) Zaparzyłam mocną herbatę i włożyłam do niej taśmę. Zostawiłam, wypłukałam, wysuszyłam, nie gotowałam. Efekt bardzo fajny. 


Tasiemki farbowałam głównie z myślą o moich metkach i etykietach :-) Już przed świętami miałam się za nie zabrać. Do świątecznych wszywek używałam ostatnich sztuk. Nie miałam jakoś ochoty, choć pomysły już były. Do takiej roboty muszę "mieć dzień", inaczej mi nie idzie. Poza tym od razu robię więcej, bo pewne rzeczy wychodzą mi dopiero po kilku sztukach. Nadszedł ten dzień i z chęcią i pomysłami machnęłam metek na dwa lata ;-) Metki przygotowuję w/g tego samouczka. Po co mi one? Większość rzeczy szyję na własny użytek lub prezenty. Jednak takie metki nadają uszytym rzeczom uroku i charakteru, nie mówiąc o przyjemności z własnego logo na rzeczach. Teraz, gdy nie przyszyję swojej metki, to czegoś mi brakuje. Tylko tyle, nic więcej :-) 


Nieco inną odmianą metek są etykiety z logo i adresem bloga. Planuję dołączyć na odwrocie tych "zawieszek" przepis użytkowania (np. temperaturą prania). Już robiłam takie etykietki papierowe, ale za którymś razem naszyłam na tekturkę tasiemkę, a teraz krok dalej, cała etykietka jest z materiału. Tak, to część którą normalnie wyrzuca się... a jednak nie mogę się powstrzymać. Zwłaszcza, gdy dowiaduję się, że te pozornie nieważne rzeczy dają tyle radości. Miałam pomysł na trzy kolekcje (tak, kolekcje etykietek do wyrzucenia :-) :-) Pierwsza seria dżinsowa. Utrzymana w kolorach niebieskich z elementami marynistycznymi. Druga lniana. Bazą jest mój cudowny, zgrzebny len z dodatkami w kolorach czekolady i kawy z mlekiem. Trzecia seria - proste szarości. Jej główny zamysł to skrajna prostota. Białe metki oraz guziczek tu i uwdzie. Bardzo udana.  Pokusiłam się też na kilka pastelowych etykietek. Miałam trochę równiutkich ścinków w tym kolorze i je wykorzystałam.





Miłego odpoczynku, dla odpoczywających. Owocnej pracy, dla pracujących :-)

4 komentarze:

  1. Och jak ja się ciesze, ze napisałaś o motywach przyszywania metek! nawet nie wiesz jak bardzo (aż Cie przytulam wirtualnie).
    Sama się zastanawiałam, czy wszystkie szyjące i blogujące sprzedają swoje dzieła, że potrzebują metek...
    Ja jeszcze metek nie potrzebuję ( :) ) za to mam fioła na punkcie precyzyjnego wykańczania (to przeciąganie niteczek) - nie potrafie odpuścić, no nie potrafię! Mama moja się tylko pyta po co obrębiam tam gdzie nie widać, a ja bym inaczej nie zasnęła :d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też ich nie potrzebuję ;-) teoretycznie ;-) To jest taki fioł właśnie ;-) Prawdopodobnie jak spróbujesz to już nie przestaniesz ;-) Nitki też przycinam obsesyjnie. Z powdou precyzyjnego wykańczania tyle moich rzeczy jest dwustronnych... Nie mam owerloka, zygzak tylko i wiadomo, że "prawie robi wielką różnicę". Dlatego wszywam podszewki, które ukrywają wszelkie niteczki i w rezultacie stają się drugą stroną ;-) Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Na prawdę polecam. Nie potrafię logicznie wytłumaczyć przyjemności metki na rzeczach do użytku własnego ;-) ale jest duża :-) Pozdrawiam.

      Usuń

Na moim kameralnym blogu zaczęło pojawiać się dużo spam'u... Zdarzyło się nawet, że przedostał się przez zabezpieczenia bloggera i został opublikowany jako komentarz. Stąd moja decyzja o moderowaniu komentarzy. Dziękuję za każdy niespamowy komentarz :-).