czwartek, 25 lutego 2016

Biurko dla chłopaka i kilka gadżetów.


Biurko, które dziś pokazuję już było. Zmieniło jednak właściciela i w związku z tym wygląd. Kiedyś było to biurko małej dziewczynki, a teraz jest biurkiem chłopca. Mnie samej trudno było uwierzyć gdy Chłopiec sam zapytał, czy mogłabym na czarno ten blat pomalować. Nie pomyślałam o tym wcześniej, ale dwa razy nie musiał prosić. 



Skrzynka. Jak już robiłam biurko to jeszcze znalazłam zastosowanie dla skrzynki ze skrzynki, która w końcu znalazła swoje miejsce. Mowa o małej skrzynce, która na zdjęciach stoi na biurku. Na codzień stoi na parapecie okna skrywając skarby Chłopca. Na zdjęciach przed zapełnieniem: skamielinami, kulkami, kamieniami, kasztanami, sznurkami, samolotami z papieru, pojemniczkiem do puszczania baniek, kartami i z pewnością czymś jeszcze.... Tak więc skrzynka dostała białego koloru oraz uchwyty ze sznurka.

Zegar. Zrobiłam, a właściwie przerobiłam, też zegar. Nie mam zdjęcia przed, ale był to klasyk z malunkiem włoskiej knajpki itd. Przewierciłam, pomalowałam, namalowałam. Taki prosty, klimatyczny.

Chustecznik to materiał był na decoupage (standardowa jasna sklejka), ja jednak zaczęłam i skończyłam na pomalowaniu go białą bejcą. 

...aaa, no i słuchawki też w skrzynce tej trzyma :-)


Samoloty powstały z klamerek i patyczków laryngologicznych. Już wcześniej takie robiłam dla pana syna. Podglądał kiedyś jak dziubałam na Pinterest i zobaczył te samoloty :-). Wtedy powstały bardzo kolorowe, te dzisiejsze są pod kolor biurka. Syny bardzo lubią się nimi bawić :-). A jak się nie bawią to dyndają na linie w formie jakby girlandy. Tzn. samoloty dyndają, nie syny :-).




Przed i Po.  Biurko nabrało męskiego wymiaru, prawda? Zamiast uchwytu kawałek liny. O liny, też trzyma w tej skrzynce ;-)


Miłego, słonecznego popołudnia życzę Wam Drodzy Czytelnicy.


niedziela, 21 lutego 2016

Na zdrowie. Mikstura na przeziębienie. Syrop na kaszel z cebuli. Jak podać dziecku trrrran.



Niestety sezon chorób przed nami. Z jednej strony w powietrzu czuć (albo chce się czuć) wiosnę, a z drugiej jeszcze ponad miesiąc zimy. I to właśnie teraz zarazki budzą się ze snu... Nas też nie ominęły. Przepisy, które dziś podaję już były na blogu. Postanowiłam jednak je przypomnieć, bo gubią się w czeluściach bloga i mojego gadania... Mikstury naturalne, więc sprawdzą się dla kobiet w ciąży, jeśli je przełkną oczywiście. Ja osobiście leczyłam się nimi z powodzeniem będąc w tym stanie.

Mikstura na przeziębienie

Bardzo skuteczna, przynajmniej dla mnie. Smak średni, ale traktuję ją jak lekarstwo i nie biorę zbyt dużo, więc do przeżycia. TUTAJ pisałam jak ratowała mnie z opresji.


Składniki:
  • 125 ml wody
  • 10 cm świeżego kłącza imbiru
  • 2 cytryny
  • 10 ząbków czosnku
  • 3 łyżki miodu
Przygotowanie:

Cytryny dobrze szoruję i zcieram na tartce skórkę, lub ją obieram cieniutko do pojemniczka blendera. Cytrynę filetuję (filmiki można znaleźć na You Toube, chodzi po prostu o wydobycie miąższu owoca bez białych skórek) i umieszczam w tym samym pojemniczku. Obieram ząbki czosnku i imbir i dodaję do cytryn. Imbir kroję na nieco drobniejsze kawałki. Dodaję miód i wodę i wszystko miksuję w blenderze. Gotową miksturę przechowuję w lodówce. 

Sposób użycia:

3-4 razy dziennie po 2 łyżeczki. Z miksturą nie należy przesadzać, gdyż składniki są bardzo silnie skoncentrowana i można podrażnić sobie żołądek czy wątrobę. Jeżeli chcemy podać ją dziecku można zbierać tylko część płynną znad zawiesiny. Jak wspomniałam, traktuję ją jak lekarstwo i nie popijam przy każdym podejściu do lodówki.

Syrop z cebuli.

Jego smak bardzo kojarzy mi się z chorowaniem w dzieciństwie i muszę przyznać, że to dość miłe wspomnienie... Leczyłam się nim także z dość silnego kaszlu w ciąży i bardzo mi pomagał. Jak dla mnie smaczny, ale to już indywidualna kwestia. Syrop działa przeciwbakteryjnie, przeciw wirusowo i wykrztuśnie. W sieci można nawet znaleźć fragmenty z publikacji naukowych. Wyczytałam, że składniki zawarte w soku z cebuli zabijają prątki gruźlicy! TUTAJ moje wcześniejsze zmagania z chorobą w towarzystwie tego syropu.


Składniki:
  • Cebula
  • Cukier

Sposób przygotowania:


Cebulę kroję w kostkę i przesypuję cukrem. Zostawiam aż cebula puści sok (3-4 godziny). Gdy cebula daje dużo soku i pijemy go dłużej niż jeden dzień to syrop należy przechowywać w lodówce. Zazwyczaj zużywam jedną cebulę na dzień.
To cebulowe panaceum można też przygotować na bazie miodu (zamiast cukru). Można także dodać plastry cytryny (poprawi smak). Ja zawsze przygotowuję klasycznie.

Sposób użycia:

3-4 razy dziennie po łyżce stołowej. W przypadku dzieci: 2-3 razy dziennie po małej łyżeczce. Syrop należy stosować jak lekarstwo, duża ilość soku z cebuli może podrażnić wątrobę. Takie dawkowanie jest wystarczające i daje rezultaty. 

Jak podać dziecku tran, czyli witaminy Pana Kleksa.

Ci którzy oglądali "Akademię Pana Kleksa" z pewnością pamiętają Jego szaloną i kolorową kuchnię. Tak nazwaliśmy tran z sokiem, żeby wizualnie i fonicznie pozytywnie podać go dzieciom :-).


Z doświadczenia wiem, że nawet te smakowe trany, choć pachną dość przyjemnie, w smaku już wcale takie nie są (używamy od lat M⍥llers).  I ten pomysł powstał, jak wiele super pomysłów, przez przypadek. Pamiątka po pewnej miłej sąsiadce Gosi :-). Dzieliłam się nim wiele razy z posiadaczami dzieci i wiem, że jest stosowany z sukcesem :-). Do kieliszka wlewam łyżeczkę nierozcieńczonego soku malinowego, a następnie odpowiednią dawkę tranu. Tran to olej dlatego utrzymuje się na powierzchni soku, co bardzo podoba się dzieciom. Zostaje wypity jako pierwszy, a jego przykry posmak szybko łagodzi słodki sok z malin :-). Ot cała tajemnica, niby nic, a od kilku lat (w sezonie jesienno-zimowym) moje dzieci w ten sposób spożywają tran. Podaję go w maleńkich (wielkość kieliszka) słoiczkach po konfiturach. Są z grubego szkła i przez to bezpieczniejsze dla dzieci. Nie lubię podawać tranu w plastikowych kieliszkach, bo bardzo trudno domyć je po tranie i "ten" zapach pozostaje. 


Koktajl wzmacniający

Dochodzę do siebie po przeziębieniu, które zadziwiająco szybko mija. Wspomagam się moim odkryciem: koktajlem wzmacniającym: paprykowo-pomarańczowo-imbirowym.


Składniki:

  • Czerwona papryka
  • Pomarańcza
  • 2 plasterki imbiru
  • 1/2 szklanki wody
Sposób przygotowania:

Paprykę myję i wycinam gniazdo nasienne, kroję na nieduże kawałki. Pomarańczę obieram i filetuję (wycinam sam miąższ). Imbir obieram i odkrawam dwa plasterki. Wszystkie kawałki owoców, imbir i wodę umieszczam w blenderze i miksuję. Jeśli koktajl jest za gęsty dolewam wodę. 

Miłej niedzieli Drodzy Czytelnicy i dużo zdrowia Wam życzę!



środa, 17 lutego 2016

Jeśli zastanawialiście się kiedyś jak wyglądałaby księżniczka Leia gdyby była blondynką, to zapraszam dziś na wizualizację.

Oczywiście wiem, że karnawał już za nami.... Dlaczego dopiero dziś? Balik odbył się tuż przed jego końcem, a ja jestem z tych "na ostatnią chwilę". Poza tym nie tak łatwo zrobić zdjęcia dzieciom, czekam na ich nastrój i chęci. I jeszcze złapać choć trochę światła. Jak widać udało się w końcu i mam nadzieję, że Księżniczka Leia w osobie naszej Marii wywoła u kogoś uśmiech. :-). 


O tym, że lubimy Gwiezdne Wojny już kiedyś pisałam. Mamy w domu jednego Jedi. I do tej pory był Anakinem, ale gdy okazało się, że pod naszym dachem pojawiła się Leia, to on oczywiście stał się Lukiem. Tak, chciałam zrobić im wspólną sesję, ale obawiam się, że mogłabym czekać na zdjęcia do maja jak któregoś roku z opisanym Jedi... Marzy mi się taki plener, więc może kiedyś.... Tymczasem zapraszam, Leia Skywalker w kolorze blond ;-)





Zrób To Sam (DIY), czyli jak uszyłam sukienkę, pas, pistolet, a nawet fryzurę Księżniczki Leia.

Sukienkę uszyłam na podstawie wykroju z Burdy 1/2013 (wykrój nr 148). Musiałam go dopasować, gdyż nie było już rozmiaru Marysi, udało się. 

Pas to ta sama Burda, ale nieco zmodyfikowany. Srebrne motywy po prostu namalowałam farbą akrylową do drewna i metalu :-). TUTAJ pisałam o swoich doświadczeniach w tym temacie. Nie chciałam dokonywać zakupu farby na jeden raz, a tę miałam pod ręką. Zmieniłam  też zapięcie z wiązanego na rzepowe - samoobsługiwalne przez dziecko.  





Pistolet uszyłam, zupełnie "na oko" i nikt nie wierzył w powodzenie misji... W to, że będzie tak dobrze i całkiem autentycznie wyglądał. "Czy nie możemy po prostu kupić ? " Owszem, możemy, ale nie byłam za zakupem takiej... zabawki. Nie dość, że plastikowa, wcale nie tania to jeszcze pistolet, czy karabin. Może się oszukuję, ale taka uszyta broń ma jakby mniejszy kaliber... ;-)


Fryzura. Powodzenie tej misji, także stało pod znakiem ? w oczach mojej rodziny. No cóż, księżniczka Leia bez tych koków, to tylko prawie Leia. Podglądałam na Pintereście różne rozwiązania i takie wydało mi się najprostsze. Tak więc, także uszyłam ;-).



Potrzebowałam:
  • Kawałki polaru w kolorze beżowym, długości ok. 60 cm
  • Kawałki polaru w kolorze obojętnym (u mnie białym) do wypełnienia
  • Gotowej opaski
  • Kleju na gorąco
  • Nici i igłę


Na początku postanowiliśmy, że zostawiamy marysiowy kolor włosów i dobieramy do niego kolor koków. Padło na miły polar. Miałam tylko kawałek szalika w odpowiednim kolorze i musiał wystarczyć. Dlatego stanowił on tylko zewnętrzną część koka, wewnątrz wszyłam biały polar, żeby wypełnić zawijasy. Gdybym miała więcej tego beżu praca poszłaby szybciej. Wystarczyłoby go zwinąć w gruby rulon i zszyć.





Kolejny etap to uformowanie "ślimaka". Zawijałam rulon i zszywałam. I tu uwaga, niezbyt ciasno, żeby koki były rozciągliwe. Plan był taki, że małe koczki dziewczynki zostaną schowane w uszytych zawijasach.


Zakupioną, plastikową opaskę obszyłam tym samym materiałem. 



Na koniec przykleiłam "ślimaki" do opaski klejem na gorąco i gotowe. Na zdjęciach poniżej widać, że "ślimaki" są wypukłe. Małe koczki Marysi z łatwością schowały się w tych gigantycznych kokach Lei.




- "Mamo, to właściwie wszystko można uszyć?! " 
- Hmmm...


ZapiszZapisz

poniedziałek, 15 lutego 2016

Kartka dla zakochanych i nie tylko.

Świeżutka kartka, która została ofiarowana nie dalej jak przedwczoraj z okazji ślubu. Miałam zamiar pokazać ją wczoraj, ale się nie wyrobiłam (właściwie to zasnęłam). Osobiście do święta zakochanych mam stosunek ambiwalentny (od dawna chciałam użyć tego słowa ;-). Podoba mi się bardzo, że patronem zakochanych został obwołany patron psychicznie i nerwowo chorych. Sama doświadczyłam tego uczucia i jestem pewna, że to nie przypadek. Tak więc przedwczoraj kolejni obłąkani świadomie (podobno ;-) wstąpili w związek małżeński. Gratulacje!








Podczas blogowych porządków odkryłam kilka nieopublikowanych rzeczy. Tak więc dziś postanowiłam dołączyć zdjęcia innych kartek, które dawno temu trafiły w Czyjeś ręce :-)
Chrzest. Jeśli ktoś podgląda mojego bloga widział zapewne Białe Szaty Chrzcielne, które szyję. To one były inspiracją do tych kartek.





Święcenia Diakonatu. O ile zakup kartki na powyższe uroczystości nie sprawia większych kłopotów i można wybrać naprawdę ładne. To z takimi, powiedzmy wyspecjalizowanymi, nie jest już tak łatwo. Popełniłam więc taką:




Serdecznie Was pozdrawiam i życzę dobrego tygodnia.