środa, 26 lutego 2014

Śpiochy.



Tak sobie pomyślałam, żeby uszyć jakieś zabawne potworki. Była ochota, były okazje i są potworki. Takie bez planów i na oko. Pomysłów na uszy było kilka, na ogon także. Powstały trzy. Trochę podobne, trochę inne. Zamknięte oczka wyszyte włóczką to dość powszechny wzór, który zawsze bardzo mi się podobał. No i mamy takie klasyczne zaspane przytulanki do spania :-) Dwa powstały z myślą o konkretnych dzieciach. Jeden miał być w zapasie i oddany w dobre rączki przy najbliższej okazji. Okazji nie było, potwór trafił w dobre rączki - mojego Synka. Gdy go zobaczył nie chciał oddać, od razu nazwał (Pimpek...) no i co zrobić ;-) Właściwie to dobrze. Lubię mieć egzemplarz nowego projektu w domu. Widzę gdzie ewentualnie puszcza szewek, albo przydaje się przy udoskonalaniu kolejnych projektów. Teraz czas na realizację zamówienia od moich dziewczynek... Szalenie się cieszę, że moim dzieciom tak podobają się rzeczy, które robię. To dla mnie najważniejsze w moim szyciu.

Proszę Państwa oto Pimpek :-)








Dobranoc...


środa, 19 lutego 2014

Czekając na wiosnę - drożdżowe z kruszonką :-)

Słońce coraz odważniejsze, przygotowuję nowy, odśnieżony nagłówek, pomysły wychodzą uszami. I choć wszystko mi mówi, że to już wiosna to jednak potrzebuję przegonić wciskający się poranny lub wieczorny, zimowy jeszcze chłód... Stąd dzisiejszy wpis. Będzie ciepło, pachnąco wanilią i wspomnienie lata będzie. Zapraszam.



Ciasto drożdżowe.


Do póki nie zaczęłam piec chleba to zapach ciasta drożdżowego był moim ulubionym domowym zapachem. Ciasto drożdżowe czasem mi wychodziło, a czasem nie... Podstawowym błędem jaki początkowo popełniałam była zbyt duża ilość drożdży. Ten przepis powstał standardową metodą badawczą: prób i błędów ;-) To moje ulubione ciasto drożdżowe. Czasem robię je z owocami, lubię też takie aromatyzowane skórką pomarańczową, cytrynową lub limonkową. Uwielbiam z rodzynkami (niestety tylko ja w mojej rodzinie...) Dziś takie najzwyklejsze, takie które się nie nudzi :-)




Poniżej podaję przepis na standardową blachę ciasta (40 cm na 25 cm). Wyrasta na 8 - 10 cm :-)

Składniki:
  • 750 g mąki pszennej
  • 3 jajka
  • 140 g cukru
  • 35 g drożdży
  • 300 g mleka 
  • 100 g masła roztopionego i przestudzonego
  • cukier waniliowy (2 łyżki domowego cukru waniliowego)
  • 2 łyżki oliwy
  • szczypta soli
  • KRUSZONKA (o niej będzie na końcu wpisu :-)
Przygotowanie:

Widziałam i czytałam o różnych sposobach przygotowania ciasta drożdżowego. Nie mam zamiaru nikogo przekonywać, że ten jest najlepszy. Nie ma w nim nic nowatorskiego, ale to ciasto zawsze mi wychodzi. W garnuszku podgrzewam lekko mleko. Dodaję do niego drożdże oraz 2 łyżki cukru i 2 łyżki mąki. Czasem są to mąka i cukier z odmierzonych już składników, a czasem dodatkowe, zależy jaki przebieg ma robienie ciasta (mam czas lub nie mam czasu ;-) nie ma to wpływu na efekt :-) Pozostawiam zaczyn na 10-15 min. W tym czasie do miski wsypuję wszystkie pozostałe składniki i lekko mieszam, ale nie wyrabiam. (Nie wsypuję całej mąki, pozostawiam około 100 g i dopiero po wymieszaniu wszystkich składników decyduję czy jej użyć.) Gdy drożdże zaczynają pracować dolewam zaczyn do pozostałych składników, całość mieszam i dobrze wyrabiam drewnianą łyżką. Surowe ciasto ma lekko lejącą konsystencję, jeśli jest zbyt rzadkie dosypuję pozostałą mąkę. To zależy od mąki. Jeśli jest wilgotna nie zawsze zużywam tę odłożoną. Według mnie te proporcje są odpowiednie i zużywam dokładnie podane ilości składników. Od kilku lat używam tej samej mąki pszennej i nie muszę kontrolować użycia mąki. Ciasto pozostawiam w misce przykrytej ściereczką do wyrośnięcia, około 1 godziny. Ciasto powinno podwoić objętość. Wylewam ciasto na blachę, rozciągam na całość, posypuję kruszonką i znów pozostawiam na 20-30 min.do wyrośnięcia. Piekę w piekarniku nagrzanym do 180 stopni przez około godzinę (piekarnik gazowy).

Szneka z glancą, czyli drożdżówka z lukrem :-)

Drożdżówki wykonuję na podstawie tego samego przepisu co ciasto drożdżowe, z tym, że używam większej ilości mąki. To po prostu inna wersja tego samego ciasta. Jest bardziej pracochłonna, ale też bardziej lubiana przez moje dzieci.



Na początku wyrabiam ciasto dokładnie w/g powyższego przepisu w misce, po czym wysypuję stolnicę mąką, wylewam na nią ciasto i dalej wyrabiam ręcznie podsypując mąką. Zagniatam składniki do uzyskania plastycznego, nie rozpływającego się ciasta. W tym przypadku zużywam około 1 kg mąki. Pozostawiam ciasto do wyrośnięcia na około 1 godzinę. Po tym czasie dzielę je na kulki, z każdej ma powstać drożdżówka. Z tej porcji wychodzi, no właśnie nie pamiętam ile dokładnie, ale około 24 sztuk. Kulki pozostawiam na 20 min. Po tym czasie formuję właściwe drożdżówki (zdjęcia poniżej). Smaruję je białkiem roztrzepanym z niewielką ilością mleka, posypuję kruszonką (przepis na końcu wpisu). Tak przygotowane znów odpoczywają około 20 min. Po tym czasie piekę je w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni przez 20 min. (do zarumienienia).

 

Jak stoi w podtytule, gotowe, przestudzone drożdżówki można ozdobić lukrem królewskim, ale nie trzeba :-)

Ciepłe drożdżówki na śniadanie. Czy trzeba wstać o 5 rano?

Nie trzeba :-) Robię tak: ciasto i drożdżówki przygotowuję wieczorem z niewielkimi zmianami w przepisie. Zmniejszam ilość drożdży do 25 g i ograniczam wyrastanie ciasta do minimum tzn. pozwalam mu wyrastać około 30 minut po wyrobieniu ciasta tak, żeby drożdże zaczęły pracować (ciasto zrobi się pulchne, lekko wyrośnie). Następnie od razu formuję drożdżówki, bez kolejnego wyrastania. Układam na blachach wyłożonych papierem do pieczenia, przykrywam ściereczką i wkładam na noc do lodówki. W tym przypadku radzę zmniejszyć porcję ciasta (np.o połowę), żeby zmieścić bułeczki na blachach i w lodówce :-). Drożdżówki wyrastają przez noc. Ciasto drożdżowe, które wyrasta w lodówce ma nieco inna strukturę. Nie ma dużych dziur powietrza w upieczonym cieście, jest puszyste, ale bardzo regularne. Pokazują to zdjęcia kawałka ciasta na talerzyku. Ono wyrastało przez noc w lodówce. Rano wkładam pierwszą blachę do zimnego piekarnika, pozostałe wyjmuję z lodówki. Pierwszą porcję piekę około 35 minut (zimny piekarnik). Kolejna porcja wypieka się krócej (piekarnik rozgrzany i bułeczki także). I mamy ciepłe bułeczki na śniadanko i nawet na drugie do szkoły, z kawą zbożową :-))) W praktyce wygląda to tak: nastawiam budzik na rano, 40 minut wcześniej niż zazwyczaj, wrzucam pierwsze bułki do piekarnika, ustawiam temperaturę piekarnika oraz czasomierz na telefonie na 30 minut i wskakuję jeszcze pod kołderkę :-) Dopiero przy drugiej blaszce wstaję na dobre :-) Dużo łatwiej wstaje się na zapach drożdżowego o poranku i myśl o kawie z mlekiem :-)))


Kruszonka.

To były wakacje. Miał wtedy miejsce następujący dialog:
- Mamo, a zrobisz kiedyś samą kruszonkę? - Helena
- ??? No może spróbuję... - ja
- A możesz teraz?
- No właściwie to mogę...


I upiekłam samą kruszonkę... Kto nie marzył o dużej ilości kruszonki, bez ciasta  pod spodem? Ja marzyłam... Później dorosłam, nauczyłam się używać piekarnika, a zrobienie samej kruszonki wydawało się dziwne... Nie jest aż takie dziwne ;-) Po raz kolejny dzięki dzieciom sprawiłam samej sobie wielką przyjemność. Cała blacha kruszonki! 
  • 125g masła
  • 1 szkl. cukru
  • 1,5 szkl.mąki (w tym lubię użyć 0,5 szkl. mąki owsianej, ale to opcja)
  • 1 łyżka cukru z prawdziwą wanilią
  • 1 żółtko
Przygotowując kruszonkę nie ugniatam jej palcami, ale miksuję wszystkie składniki mikserem ze standardowymi końcówkami do ubijania. Wyrabiam tak długo, aż kruszonka uzyska zadowalającą mnie konsystencję, w tym przypadku do momentu pojawiania się grudek. Do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni wkładam kruszonkę rozsypaną na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Co kilka minut blachę wyjmuję i mieszam łyżką kruszonkę, aby równo się rumieniła i nie sklejała. Nie pamiętam ile ją piekłam, ale z pewnością nie dłużej niż 10 min. Oczywiście jeśli piekę placek z kruszonką, to surową sypię na ciasto i piekę razem z nim :-)

Już kiedyś pisałam jak różne smaki przywołują w pamięci bliskie osoby. Ta kruszona zawsze niesie ze sobą wspomnienie moich początków w mieście Poznań. Przygotowując ją myślę o Drogiej Ka, która mi wtedy bardzo pomagała... To od Niej mam przepis na tę kruszonkę i innej już nie robię. Czasem dodaję mielonych orzechów, prażonego sezamu, wiórków kokosowych, czy jak wspomniałam, mąkę owsianą (wystarczy zmielić płatki owsiane w blenderze). Zastępuję wtedy część mąki podanej w przepisie wymienionymi składnikami.

Czekająca na wiosnę


niedziela, 16 lutego 2014

Torebka dwustronna - sztuk 1.



Z okazji urodzin miłej koleżanki z przedszkola powstała taka torebka. To już mała tradycja moich dziewczyn - wybierają tkaniny, z których później ja szyję tulipanowe torebeczki dwustronne :-)


.... a z drugiej strony...


Torebeczki opatrujemy etykietką, czasami nawet pod kolor :-) Piszemy o tym, że to jedyna taka torebka na świecie :-) uszyta przez jedną mamę. I że torebka jest trochę magiczna, po przewróceniu na drugą stronę to inna torebka. Mam nadzieję, że się spodobała :-)


No to wracamy do szkoły i przedszkola :-) Przyjemności :-)


poniedziałek, 10 lutego 2014

Notes + Kosmetyczka = Dziewczyński Zestaw


"Nie wiem jak to się stało, że mi wypiłaś moje kakao, przecież to mój kubeczek, to mój kubeczek z wiewiórką jest" (Mumio) ;-) Tak mnie jakoś poniosło to słońce za oknem ;-) A chciałam napisać, że nie wiem jak to się stało, że nie pokazałam jeszcze tych zestawów. Zestawy pochodzą z pracowni świątecznych prezentów :-) Znane już notesy i kosmetyczki / piórniki, czy co tam kto chce. Powstały dla troszkę starszych już dziewczynek.

Zestaw No 1 taki trochę tildowy. Lubię :-)




Zestaw No 2 biało-czarno-kolorowy. Lubię :-)



Serdecznie pozdrawiam i jako, że ferie zimowe pędzę z dziećmi na zjeżdżalnię. Na plac zabaw oczywiście ;-) Dobrego tygodnia.



środa, 5 lutego 2014

Grafika № 1

Moje pierwsze malowanie na ubraniu zostało ukończone. Bardzo to miła robota wymagająca jednak czasu i cierrrpliwości ;-) Wymalowałam gotową bluzę, którą jednak nieco przerobiłam. Jestem całkiem zadowolona z efektu. Na zdjęciach tego nie widać, ale rysunek wygląda bardzo naturalnie, widać pociągnięcia pędzla, cienie. Jak wyszło każdy widzi :-)


Przed i Po.
Była sobie taka bluza dresowa... Taka trochę grubsza niż zwykła koszulka, ale cieńsza niż typowa bluza. Od początku coś mi w niej nie pasowało. Krój, wykończenie pod szyją i dołu. Ciągnęły się czy coś. Jako, że panuje ogólna moda na dres w każdej postaci (szalenie podoba mi się ta moda) to napatrzyłam się na surowe wykończenia tego typu odzieży i uznałam, że to może być ratunek dla tej bluzy. Obcięłam ściągacz dekoltu i nieco go powiększyłam, obcięłam podszycia rękawów i dół. Tył bluzy jest nieco dłuższy niż przód. Myślałam, że się zroluje, ale tak się nie stało. To pewnie kwestia dzianiny. Przestała mi przeszkadzać i ładniej wyglądała, więc przystąpiłam do malowania.


Co i jak.
Znalazłam grafikę w internecie, wydrukowałam i ręcznie naszkicowałam wzór na bluzie inspirując się wydrukiem. Potrzebowałam ołówka o 4B (dość miękki). 


Drugi etap to farba do tkanin. O farbach i różnych sposobach ozdabiania tkanin pisałam TUTAJ. Przydatne były pędzelki różnej wielkości. Używałam płaskich pędzelków 0, 2 i 4. Tkanina ma lekki meszek więc praca szła wolno.


Pojawiły się już kolejne pomysły na wzory i ochotę na szycie dzianin. Bardzo się przed tym broniłam. Mam taką najzwyklejszą maszynę, która jest modelem De Luxe ze względu na ścieg zyg-zak ;-) Maszyna ma około 30 lat... Postanowiłam jednak spróbować. Zamówiłam już dresówkę. Mam kilka modeli na oku. Zobaczymy co z tego wyjdzie. 


Pozdrawiam serdecznie :-)


sobota, 1 lutego 2014

Tauriel - trzecie wcielenie najstarszej :-)


Pierwszym wcieleniem, jest Jej własne Helena :-) Bardzo dobrze się w nim czuje, mam nadzieję, że już zawsze tak będzie... Drugie to Pipi, którą była w ubiegłym roku :-) To jest trzecie. Cały rok miała plan: Marusia z "Czterej Pancerni i Pies", aż do dnia w którym zobaczyła Hobitta 2. Tauriel to postać scenarzysty, nie ma jej w książce. I o ile każda scena, która nie zgadzała się z książką irytowała moje dziecko szaleńczo! (co jakiś czas w kinie musiałam wyciszać Jej emocje ;-) to Tauriel była zachwycona! Nie dość, że waleczna dziewczyna to jeszcze Elf! No i od miesiąca o niczym innym nie słyszałam ;-) Powoli obmyślałam plan. Tauriel nie jest Elfką do jakich przywykliśmy. Piękna, ale nie nosi powłóczystych sukien i długich płaszczy. Przyodziewa mundur strażnika. Jest młoda, porywcza i odważna (mieszanka wybuchowa - wiem coś o tym...) 

Poglądowe zdjęcie TUTAJ.

Nad strojem trochę się napracowałam, jednak więcej niż pracy miałam radości :-) Nie korzystałam z wykrojów, to było szycie na tzw. oko. Zaczęłam od peleryny z kapturem. Mam już małe (dosłownie) doświadczenie z pelerynami, uszyłam kilka dla lalek ;-) Może to zabawne, ale doświadczenie to pomogło mi w ogólnym zarysie. Pelerynę uszyłam z podszewką.



Później spódnica. Spodobała mi się tak bardzo, że z pewnością wykorzystam jeszcze taki model :-) Spódnica uszyta została na zakładkę, nie krępuje ruchów, co w przypadku wojowniczki jest absolutnie wskazane. Góra wykończona paskiem, a w nim wygodna gumka. Bardzo lubię takie wykończenie spódnic i spodni dla dzieci.


Dalej zabrałam się za bluzę. Przy tej okazji wspomnę o tkaninie, która odegrała tu rolę kluczową. Myślę, że jest idealna. Właściwie to nie wiem co to za materiał ;-) Dostałam go niedawno. To prawdopodobnie kanwa (rodzaj lnu). Wydaje mi się, że miała być obrusem. W jednym rogu ktoś rozpoczął już haft. A ja nie mogłam go nie wykorzystać :-) Nie widziałam jej jako obrusu, nie radzę sobie z zielenią we wnętrzach (poza roślinami, oczywiście) i ubraniach (poza przebraniami, oczywiście). Do rzeczy: sznurowana bluza / kamizelka. Bardzo prosty krój, pobawiłam się trochę ze szlufkami i lamówkami.



Dodatki ważna sprawa. Uszy (9 zł), łuk (20 zł) i drewniany miecz (6 zł) (pożyczony od brata :-) zostały zakupione na allegro.




Mamy też naprzedramienniki ;-) myślę, że to część munduru łucznika, zakładana na rękawy koszuli, żeby te nie przeszkadzały podczas strzelania. Mamy też drewniane guziki - liście, które pomalowałam farbą akrylową na zielono.


Cóż mamy jeszcze :-) Otóż mam jeszcze przepis! I ma związek z przebraniem. Idę na całość :-) Kolejnym dodatkiem do stroju był worek na lembasy - chleb Elfów. Nie wiem jakie lembasy piekły Efly, ale jak postanowiłam, że je zrobię to na myśl od razu przyszła mi Piadina. Nazwa elegancka, zdaje się, że włoska. Wielu z nas może skojarzyć chlebki z podpłomykami po prostu :-) Tutaj mogłabym zrobić małą retrospekcję, jak to w dzieciństwie piekłam podpłomyki na kuchni węglowej u mojej Babci na wsi, ale nie czas na retrospekcje ;-) Zrobiłam więc małe chlebki, sztuk 30, gdyby cała klasa chciała spróbować tego elfickiego wypieku :-) Klasa chciała ;-)



Piadina (tudzież Podpłomyk) a'la Elfickie lembasy :-)


Piadinę uwielbiamy. To nasz awaryjny chleb, a raczej szeroko rozumiane pieczywo, gdy w niedzielny wieczór okazuje się, że chlebak pusty, a w lodówce światło tylko zostało... Nie potrzebujemy drożdży, proszku do pieczenia ani zakwasu. W przeciągu kilkunastu minut wcinamy niemożliwie proste i smaczne placki. Niektórzy mówia, że to tortilla, ale to nie jest to samo. Piadiny nie zrolujemy łatwo. Może zaraz po zdjęciu z patelni, gdy jest jeszcze ciepła. Podaje się ją raczej złożoną na pół z dodatkami w środku. Może być szyneczka i sałata, może być coś ciepłego. Łamana na kawałki świetnie nadaje się do past i gęstych sosów. Zazwyczaj okrągła, wielkości naleśnika, ale może być i pocięta na mniejsze kawałki. Podzielić należy placki przed pieczeniem, po upieczeniu kruszy się. Dziś najprostsza, najszybsza i najlepsza! Piadina w wersji podstawowej  :-) 


Składniki:
  • 2 szklanki maki pszennej
  • 1 szklanka ciepłej (a nawet gorącej) wody
  • 2-3 łyżki oliwy
  • sól
Przygotowanie:

Zagniatam ciasto z podanych składników. Nie wystarczy wygniatać ciasta do połączenia składników. Ciasto powinno być długo i dobrze wyrobione, wtedy struktura chlebków będzie lepsza, co wpływa na smak. Nie ma potrzeby podsypywania tego ciasta mąką podczas wyrabiania. Gniotę ciasto minimum 10 minut. Jest wtedy bardzo plastyczne, gładkie i dobrze się wałkuje. Odkrawam plastry ciasta, wałkuję na cieniutkie naleśniki i piekę na mocno rozgrzanej patelni bez tłuszczu po 2-3 minuty na każdej stronie.

I to już wszystko :-)


ZapiszZapisz