.... do długich powrotów z przedszkola, choć droga zajmuje 5 minut. Do letnich strojów, choć wiatr czasem jeszcze za zimny. Do dmuchania "dmuchańców", choć plamią nowe bluzki w śmieszne kółka :-)
Szkoda, że Chłopiec nie miał na sobie akurat niczego z pod mojej igły. Wyjątkowo chętnie pozował do zdjęć, a to rzadkość. Wspomnę tu tylko, że nadal nie mam Jego zdjęć w przebraniu, które uszyłam na bal przebierańców...
Bardzo spodobało mi się szycie z dzianin. Kolejny papierowy tygrys oswojony... Przez cały czas wystrzegałam się ich, bo nie mam owerloka. Okazało się, że moja maszyna dobrze radzi sobie z tym rodzajem tkanin. Okazało się też, że surowe wykończenia bardzo mi się podobają, ale nie tylko na takie mogę sobie pozwolić. Rozwiązania są różne. Tuniki, które dziś pokazuję na moich dziewczynkach powstały ze starych zapasów. To kolorowe dzianiny, które kupuję z myślą o patchworkach. Akurat te nie nie szyją sie najlepiej, to chyba kwestia splotu dzianiny, często zrywają się nici. Ale i na nie jest sposób. W przypadku patchworków podklejałam je cieniutką fizeliną. Do szycia ubranek wykorzystuję cienką taśmę fizelinową, którą podkleja się dekolty. Ja wszywam ją w przypadku tej dzianiny, we wszystkie szwy. Taśma jest miękka i nie usztywnia tkaniny, a jej nadmiar odcinam. Tym sposobem oswoiłam i takie trudniejsze dzianiny. Mam ich spory zapas, więc będą kolejne tuniki i sukienki. Na początek tunika Marii: delikatna, różowa i zwiewna, jak Ona sama :-)
Poniżej jestem i ja. Także w mojej bluzce. Takiej ze zwyczajnej szarej dresówki. Bardzo prostej i nie zwiewnej ;-) Krój taki sam jak tuniki. Przód i tył krojony w całości z rękawkami. Prościej się nie da...
Druga dla starszej córki. Tunika typu: "Ahoj przygodo", czyli zupełnie jak Helena :-) Ona sama jest nią zachwycona. Stała nade mną gdy szyłam i pospieszała, bo chciała koniecznie założyc ją na rower TERAZ! Jakiż to komplement! Nie oponowałam więc i szyłam jak niewolnica ;-) Uszyte rzeczy piorą
się bardzo dobrze. Choć rękawy i dół zostały surowe, nie strzępia się po
praniu, a ładnie rolują. Góra wykończona tą samą dzianiną co tunika.
Na zdjęciach specjalnie nie unikałam kadrów naszego blokowiska. Bez trudu można u nas zrobić zdjęcia na tle kwitnących jabłoni, wiśni, bzów i pigwy. Jest tu naprawdę wiosennie i pachnąco. Zamknięci wielką płytą od strony większych ulic, wewnątrz mamy prawdziwy wybuch zielonego. Naprawdę mi samej trudno w to uwierzyć. Jedna z milszych chwil dnia: około południa robię kawę z mlekiem i wyglądam przez okno za moją córką, która wraca z koleżankami ze szkoły. Nie zaglądamy sąsiadom w okna, nie depczemy sobie po piętach na spacerniaku... Te osiedla nie są pozornie malownicze, kolorowe i przeszklone jak piękne nowoczesne budownictwo zbiorowe, że tak się wyrażę, ale sama jestem zaskoczona jak tu fajnie wiosną :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Na moim kameralnym blogu zaczęło pojawiać się dużo spam'u... Zdarzyło się nawet, że przedostał się przez zabezpieczenia bloggera i został opublikowany jako komentarz. Stąd moja decyzja o moderowaniu komentarzy. Dziękuję za każdy niespamowy komentarz :-).