Godzina 13. Po odrabianiu lekcji, praniu, sprzątaniu łazienki, wykończeniu stroju na urodziny, zrobieniu zdjęć w tym stroju, serii karmień i zmian pieluch przyszedł czas na obiad. Sobota. W sobotę lubię robić pizzę. I dzieci lubią jak robię pizzę (ostatnio najbardziej taką z boczkiem...). Zaczynam zagniatać ciasto, wychodzi słońce. Po raz pierwszy od wielu dni i najwyżej na godzinę, bo przecież powoli zacznie zachodzić. I myślę sobie, gdybym była porządną Matką Polką stałabym teraz w pełnym rynsztunku, z ubraną i zapakowaną całą czwórką, żeby ta mogła zażyć świeżego powietrza w niemrawych promieniach słońca... Nie jestem, ręce mam oklejone drożdżowym ciastem, a słońce pokazuje mi tylko stan moich podłóg... Moja mama zawsze mówi, że najlepiej odkurzać w słońcu, bo dobrze widać kurz. Ma rację, widać też piasek, który wjeżdża do przedpokoju na kołach wózka, a rozjeżdża się po całym mieszkaniu na licznych stopach... To ja w czasie wyrastania ciasta odkurzę, bo wyjść z dziećmi nie zdążę i zrobię ze dwa zdjęcia przebrania w słońcu, bo te poranne totalnie ciemne. Ale zanim zacznę to jeszcze sos do pizzy przygotuję, ser na tartce zetrę i pokroję boczek. Wyciągnęłam odkurzacz, ledwo zaczęłam zbuntował się najmłodszy. Płacz rodzju zmiana pieluchy. Po zmianie pieluchy Małe nie chciało już wrócić do leżaczka, więc jak każda mama kangurzyca włożyłam Małe do nosidełka i kontynuowałam odkurzanie. Małe zadowolone, a jakże, bo odkurzanie uprzyjemniała mu jeszcze biegająca od rana po naszym mieszkaniu czerrrwona truskawka :-) Nie odkurzyłam wszystkich pokoi, gdyż ciasto na pizzę wyrasta tylko pół godziny...
Jestem w trakcie przygotowywania wpisu o naszej truskawce, mam nadzieję, że jutro pokażę Ją w pełnej okazałości :-).
W rezultacie w trakcie wyrastania ciasta: nie odkurzyłam całego mieszkania, nie wyszlam na spacer w słońcu, zrobiłam sos na pizzę, starłam ser i pokroiłam boczek, zrobiłam trzy zdjęcia, zmieniłam pieluchę. Po wyrośnięciu ciasta: zrobiłam pizzę, wyszliśmy na spacer o zachodzie słońca odprowadzając truskawkę na owocowe przyjęcie urodzinowe, dokończyłam odkurzanie i itd...
Zastanawiałam się kiedy pojawia się myśl: napiszę o tym na blogu? Jakimi dniami/chwilami chcę się z Wami podzielić? To chwile, w których po ludzku nie daję rady. Jestem zmęczona i robię rzeczy, które wydają się niemożliwe do zrobienia (w określonym czasie). Mogłabym być smutna, zła, może nawet czuć się oszukana, a wcale tak nie jest. Jestem szczęśliwa. Nikt mnie nie oszukał, to jest moje życie. Robię te wszystkie rzeczy jedną po drugiej, później trzecią i czwartą... i jest mi z tym dobrze. Jestem na swoim miejscu, w swoim życiu. I nikt do niczego mnie nie zmusza. I KTO MI POWIEDZIAŁ, ŻE JA MUSZĘ WSZYSTKO ZROBIĆ W TYM CZASIE KIEDY WYRASTA CIASTO NA PIZĘ??? No nikt!!! :-)
Kolejny dzień powoli się kończy. Pachnie ciastem czekoladowym (na jutro do szkoły z okazji Dnia Babci i Dziadka). Siedzę przy moim biurku, na którym leżą: skarpetki niemowlęce, aparat fotograficzny, zeszyt z przepisami, kolorowa wstążka, opaska z przebrania i nowa szczoteczka do zębów (na jutro do przedszkola) i książka "Codzienność w Toskanii" (Frances Mayes). TAK, to jest moje życie, zgadzam się :-).
Miłego wieczoru i Dobrej Nocy życzy
Nic nie musisz,a wszystko możesz:-)pamiętaj o tym:-) jakie znaczenie będzie miała ta zakurzona podłoga za 2 lata,kto będzie o niej pamiętał? Najważniejsze wspólne chwile bo czas szybko ucieka.niestety
OdpowiedzUsuńTo prawda, kto pamięta kurz na podłodze. A jednak czasem etos "Matki Polki" mnie dopada. Na szczęście nie za często i nie porzucam szycia na rzecz gonitwy za "kotami" na podłodze ;-) Pozdrawiam.
Usuń