Tym leniwym niedzielnym popołudniem - tak zaczynałam ten wpis... Po jakimś czasie już wiedziałam, że muszę zmienić na wieczór. Tymczasem jednak nocą zapodaję część pierwszą świątecznych prezentów. Spostrzegłam także, że to 201 wpis na moim blogu :-). Wracając do tematu. Na święta szykuję większą ilość małych upominków. Lubię dawać choćby drobiazg, odwiedzając świątecznie rodzinę i przyjaciół. W moim przypadku są to poprostu domowe przetwory: powidła, konfitury, kandyzowane pomarańcze i pierniczki. W tym roku dołączył domowy cukier waniliowy i ekstrakty waniliowe i pomarańczowe. Do ozdabiania torebek uszyłam kilka gwiazdek. Niewiele z nimi pracy, a efekt całkiem ładny i gwiazdka taka może zawisnąć na choince.
Już w ubiegłym roku miałam w planie rozdawać takie domowe delikatesy, ale za późno zabrałam za ich przygotowanie i nie zdążyłam na czas. Poza tym najpierw chciałam je wypróbować we własnej kuchni. Po niemal roku nie mogę się już bez nich obejść. Przepisy znajdziecie w TYM WPISIE.
Rozpocznę od nowości: Ekstrakt pomarańczowy i waniliowy. No może nie do końca nowości, jeśli ktoś zernął przepisy na blogu pojawiły się w styczniu tego roku. Pierwsze zdjęcia są ubiegłoroczne, w opakowaniach zbiorczych. Niżej produkty poporcjowane :-).
Buteleczki po... syropie zbierałam już w ubiegłym roku z myślą o ekstraktach. Wydały mi się bardzo praktyczne i odpowiedniej wielkości. Pozostawiłam nawet koreczki z dozownikiem. Jak widać od dawna jesteśmy wierni jednemu syropowi. Nie używamy wielu lekarstw, ale przy trójce użytkowników taki syropek bluszczowy kończy się bardzo szybko, więc i butelek sporo :-).
Domowy cukier waniliowy jest z nami już od kilku lat. Wydawał mi się zbyt zwyczajny na prezent, ale z drugiej strony wcale nie tak łatwo o cukier z prawdziwą wanilią. Czarne drobiny w wanilinowych produktach są często tylko wizualnym oszustwem... Uznałam więc, że jest godny statusu prezentu drobnego.
Kandyzowane plastry pomarańczy pojawiły się już w ubiegłym roku w domach naszych przyjaciół. Lubię dodawać je do herbaty, pięknie zdobiły też wielkanocnego mazurka.
Kolejne zawiniątka to pierniczki, nie mogło ich zabraknąć! Duże białe koperty wydały się praktycznym i ładnym opakowaniem :-). W tym roku duża część pierników była z dziurkami, aby mogły zawisnąć na choinkach. Pierwsza partia powędrowała do przedszkola. Panie poprosiły o pomoc w udekorowaniu choinki dekoracjami jadalnymi i pachnącymi. Jako, że pomysł bardzo mi się spodobał poparłam go swym udziałem. Na choince obok moich pierników zawisły też suszone plastry pomarańczy, laski cynamonu i cuksy.
Jak co roku dekorowałam pierniczki lukrem królewskim. Kilka godzin takiej pracy pozwala uporządkować conieco w myślach...
Dzieci wolą pierniczki "na bogato", o co osobiście zadbały. Lukrowanie pierniczków, to w końcu tradycja. Przy czym lukrowanie pierniczków przez dzieci wiąże się ściśle z tradycją mycia podłogi zaraz po ;-). Chyba, że ktoś ma tradycję lukrowanej podłogi z posypką świąteczną, to wtedy bez mycia.
Serdecznie pozdrawiam poświątecznie w tej ciszy nocnej przerywanej dziecięcym kaszlem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Na moim kameralnym blogu zaczęło pojawiać się dużo spam'u... Zdarzyło się nawet, że przedostał się przez zabezpieczenia bloggera i został opublikowany jako komentarz. Stąd moja decyzja o moderowaniu komentarzy. Dziękuję za każdy niespamowy komentarz :-).