Lato powoli dobiega końca. Czekałam z tym wpisem, żeby wspomnienia były całościowe, myślę, że dziś mogę już go zakończyć. Nie jest to blog kulinarny i póki co, nie planuję. TUTAJ pojawił się już wpis z kulinarnym tłem i czasem coś do podjedzenia jeszcze wrzucę, bo dlaczego nie... Bardzo lubię piec i gotować, często korzystam z przepisów zamieszczonych na blogach kulinarnych, niektóre są przepiękne, zwłaszcza te, których właścicielki pasjonuje też fotografia. Dziś jeszcze tak gawędziarsko - opowiastkowo - sentymentalnie, ale w kolejnym wpisie bedzie przepis! Nie wiem, czy to kwestia dojrzałości, czy poczucia mijającego czasu, staram się cieszyć z każdej chwili i doceniać dobry smak. Nie jest to kwestia nadchodzącej, nostalgicznej pory roku, bo zaczynam te kulinarne wypociny 21 lipca 2012 roku w miły słoneczny, choć wietrzny dzień i jak przypuszczam skończę pod koniec lata. Sama jestem ciekawa co tu będzie :-) To smaki i zapachy mojego lata, tego lata. Smaki, które mi towarzyszyły przez ostatnie miesiące i ich zapach, który teraz przypomnina ciepłe, leniwe dni...
Zacznę truskawkami i moim ulubionym rodzjem ciasta: tartą. W mojej subiektywnej klasyfikacji nie biorę pod uwagę ciasta drożdżowego i babki, te są jak dla mnie poza kategoriami, one SĄ ;-) Podsumowując - uwielbiam tarty. Tartę z truskawkami zrobiłam kilka razy tego lata. Świeże, pachnące truskawki :-) Tak, to jest smak lata, a właściwie przedsmak, od nich wszystko się zaczyna. W tarcie świeże truskawki zalane niewielką ilością galaretki i kruche, bardzo ciasto. Jak ja to lubię.
Konfitura wiśniowa. Lato to zdecydowanie dojrzewające owoce i zapach konfitur. Dziś (21.07.2012) pachnie u mnie smażonymi wiśniami :-) Oczywiście szukałam w sieci co i jak. Są różne sposoby, różne zdania. O gustach ponoć się nie dyskutuje i moje zdanie jest takie: konfitura wiśniowa w/g receptury staropolskiej: ile owoców tyle cukru! jest najlepsza. Jeśli poczęstuję Was w moim domu konfiturą to nie liczcie na niskokaloryczną przekąskę... Możecie liczyć na całe owoce w gęstym konfiturowym syropie, których smak łaskocze w język i przypomina lato. Zrozumiałam w końcu jak to możliwe, jeść na deser poprostu konfiturę. Teraz wiem, nic więcej mi nie trzeba. Może też dlatego, że dojrzewają na moich oczach... Gdy nadchodzi zima zła i jem na podwieczorek konfiturę wiśniową mym oczom ukazują się gałęzie leżące na ziemi pod ciężarem czarnych wiśni i ten zapach...
A teraz znane ich miłośnikom pomidory malinowe. Są pyszne! Te nietety nie pokazują ich prawdziwej natury, są bardzo eleganckimi, odpowiadającymi normom Unii Europejskiej, przedstawicielami swojego gatunku... Prawdziwe pomidory malinowe przybierają bowiem przedziwne kształty. Wydaje mi się nawet, że nie są ładne... Akurat nie mam szczęścia zajadania pomidorów prosto z krzaka, ale nie mam co narzekać, bo ich fantastyczne towarzystwo rośnie mi pod nosem.
Doskonałe ogórki gruntowe. Jak one pachną, takich szkoda na maseczkę, ale na miseczkę ani trochę :-) Oto jak wygląda 50 % moich lipcowych kolacji. Wystarczy dodać soli, pieprzu, czasem oliwy i zapach lata unosi się w powietrzu. Każdej jesieni śpiewam, łącząc się w bólu : "Addio pomidory, addio ukochane, przez długie złe miesiące, wasz zapach będę czuła..." Z pewnością Starsi Panowie mieli na myśli pomidory malinowe ;-)
Usłyszałam ostatnio, że pomidory i ogórki się nie lubią! Wiedziałam, że nie należy ich sadzać blisko siebie, ale że na talerzu także... no cóż, o gustach się nie dyskutuje, ja tam będę nadal tak jadła :-) (Dopisane 19.09.2012)
A co w kubeczku do picia jest? Mięta. Świeża, prosto z ogrodu, ma się rozumieć. Ten smak i zapach... to lato. A jeszcze taka z lodówki, wypita pod jabłonią, tak to moje lato, pijemy ją niemal litrami. I nawet dzieciom nie kojarzy się z leczniczą miętą, którą piją gdy czasem bolą małe brzuszki. To mógłby być napój bogów ;-)
Dowód na to, że jedzenie było prawdziwe i smaczne ;-)
Pomidorów ciąg dalszy. Cudownie jest wracać do rodzinnego domu i rodziców, gdy nie muszę myśleć co dziś na obiad, a zamiast tego dostaję pod tzw. nos zupę pomidorową z ryżem :-) To smak tego lata. Moje dzieci mogą cały tydzień jeść zupę pomidorową babci, w niedzielę rosół, a od poniedziałku znów pomidorówkę... Ja gotuję już inaczej, cieszę się gdy wracam do smaków, które przygotuje mama... Dobrze mieć mamę, dobrze pozwolić sobie być dzieckiem, tak czasami, na wakacjach... Na zdjęciu cudownie krzywe pomidory malinowe :-) I ten talerz: to dopiero relikt minionej epoki ;-) Założę się, że choć raz z takiego jedliście ;-)
Maliny. Na zakończenie wakacji lato pogłaskało mnie na pocieszenie... Całe krzaki obsypane wielkimi malinami. Jaka łaskawość i otucha...
Te wspaniałości, o których pisałam, że pochodzą prosto z drzewa / krzaka wyrosły w ogrodzie moich rodziców. O nim też dwa słowa. Uwielbiam ten ogród, w niczym nie przypomina równiutkich trawników i rabatek, na modę angielską. Nie widziałam podobnego w czasopismach, ale z pewnością wielu z Was widziało taki w dzieciństwie. Jest taki zwyczajny, zadbany ale nie do końca wyreżyserowany. Krzaki mogą tu bujać wzdłuż i wszerz, drzewa zrzucać liście, bez poczucia winy, że robią bałagan. Dzieci mogą rozbić tu obóz i rwać kwiaty do wazonu.
No cóż, to już jest koniec. Nadchodzi jesień. Pyszna, pachnąca jesień. Ciekawe, czym będzie mi pachniała tego roku...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Na moim kameralnym blogu zaczęło pojawiać się dużo spam'u... Zdarzyło się nawet, że przedostał się przez zabezpieczenia bloggera i został opublikowany jako komentarz. Stąd moja decyzja o moderowaniu komentarzy. Dziękuję za każdy niespamowy komentarz :-).