wtorek, 28 czerwca 2016

Mama uszyła także sukienki na "okazje". Szafa mamy część 2.

Mama (ja) poszła na całość. Można by rzec, uszyła sobie małą, letnią kolekcję. Wypada, aby w kolekcji były także sukienki "na okazje". Mama nie ma zbyt wielu "okazji" dlatego sukienki bardzo proste i niezobowiązujące, żeby okazje łatwo było stwarzać. 24 czerwca nadarzyła się jedna: zakończenie roku szkolnego. Mama zastanawiała się, którą sukienkę wybrać (dzięki coraz bardziej zorganizowanej szafie były to tylko dwie sukienki! do wyboru). Jej wybór padł na czarną w białe i bardzo dobrze. Na zakończeniu roku kilka małych dziewczynek dumnie prezentowało się w kreacjach w drugiej wersji... Mama mogłaby poczuć się nieswojo. Tymczasem czuła się bardzo "swojo", już "swojej" to chyba nie można...


Zacznijmy od tkaniny, bo to ważna część historii i być może nawet początek szycia dla mamy przez nią samą. Zobaczyłam w małym osiedlowym sklepiku z tkaninami itp. te tkaniny w groszki. Gdy ich dotknęłam zakochałam się. Ładne, mięciutkie, zwiewne, delikatne, idealne na lato, ale.... WISKOZA brzmiało jak wyrok.... Nie kupiłam. Od jakiegoś już czasu nie kupuję syntetycznych tworzyw, wyjątkiem są ubrania sportowe, te sprawdzają się bardzo dobrze. Wróciłam do domu i tkaniny nie dawały mi spokoju. Wpadłam na genialny pomysł, poszukam co to ta wiskoza. I tak trafiłam na e-poradnik Katarzyny Kędzierskiej: "Co to za materiał?". To dzięki niemu trafiłam na bloga Simplicite i prawdopodobnie pod wpływem jego lektury zaczęło się moje seryjne letnie szycie i tworzenie przemyślanej szafy. WISKOZA owszem, zaliczana jest do tkanin sztucznych, ale to nie to samo co syntetyczne! Nie pochodzi bezpośrednio z naturalnych upraw (jak bawełna i len), ale jest jak najbardziej naturalna pod tym względem bo wytwarza się ją z celulozy. Podobnie jak coraz modniejszy lyocell. Dopiero włókna syntetyczne to włókna całkowicie nienaturalne. Ufff.... Jak można się domyślić pobiegłam do sklepiku i zakupiłam oba materiały. Na moje 174 cm wzrostu potrzebuję około 120 cm tkaniny.  Sukienka czarna jest nieco krótsza, biała sięga za kolana. Jeśli jednak robię w sukience odszycie dekoltu i rękawów i szerokie podłożenie dołu kupuję 140 cm. Zostają niewielkie "ścinki".



Czarna w białe. Jako, że rozpisałam się już nieco, daruję Wam całą historię tej sukienki. Podzielę się ostatecznymi obserwacjami. Po pierwsze wiskozę należy dekatyzować! Czyli poddać paraniu (lub przynajmniej zmoczeniu) i prasowaniu przed szyciem gdyż ulega kurczeniu. W związku z tym, że tego zaniechałam moja sukienka skróciła się na tyle, że nie czułam się w niej komfortowo. Po drugie najlepsze jest najprostsze. Żeby zyskać na długości wyprułam z niej pasek z gumką (który w pierwszej wersji posiadała) i uznałam, że taki krój odpowiada mi najbardziej: luźny, workowaty, który zawsze można podkreślić zapinając pasek. Dlatego przy drugiej już nie kombinowałam... Obie sukienki ładnie układają się luźno i z paskiem. Pasują do butów płaskich i na obcasie, a nawet lekko sportowych (białe tenisówki).



P.S. Jeśli chcecie zajrzeć do Szafy mamy część 1 to zapraszam TUTAJ.

Powstały kolejne sukienki, więc będzie kolejny odcinek.....



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Na moim kameralnym blogu zaczęło pojawiać się dużo spam'u... Zdarzyło się nawet, że przedostał się przez zabezpieczenia bloggera i został opublikowany jako komentarz. Stąd moja decyzja o moderowaniu komentarzy. Dziękuję za każdy niespamowy komentarz :-).