środa, 15 sierpnia 2012

Decoupage i rozważania kulinarne.

Dziś małe conieco z wakacyjnej pracowni i moje, zdecydowanie subiektywne, kulinarne rozważania dla chętnych ;-) Zapraszam. 


Skrzynka na magiczne receptury czyli przepisy wyrwane, spisane, znalezione, kserowane kartki z inspirujących ksążek. Wszystkie chowam do tej skrzynki i od czasu do czasu wyciągam jakiś nowy na wypróbowanie. Te, które sprawdzają się w naszej rodzinie, które powtarzam kilka razy, wpisywane są lub wklejane do zeszytu z recepturami. Skrzynka o rozmiarach: 20 × 30 × 10 cm była opakowaniem do pitnego miodu, zdaje się. Już kilka lat służy w stanie surowym, ale surowe, niezabezpieczone drewno niszczeje od kurzu i traci kolor. Długo nie miałam na nią pomysłu, później chciałam ją oczyścić i polakierować tylko, aż tego lata stała się skrzynką mandarynek :-) Ozdobiona techniką decupage, o której wspominałam już TUTAJ. Wykorzystałam serwetkę z motywem mandarynek oraz z jakimś tajemnym tekstem wewnątrz, nie będzie go widać, ale ja wiem, że tam jest ;-) Poszła na pierwszy ogień po dłuuugiej przerwie mojego kontaktu z decoupagem i pozostawia wiele do życzenia. Nie poprawiam, choć mogłabym, mogłabym też zacząć od początku, jednak to jest to, co kocham w pracach ręcznych, te niedociągnięcia, niemożliwe przy taśmowej produkcji. Sprawiają, że rzecz jest wyjątkowa. Oczywiście od takiego myślenia jeden tylko krok do zamierzonego zaniedbania, trzeba się pilnować... Póki co dopieszczam moje rzeczy jak potrafię najlepiej na dzień dzisiejszy, a jeśli już jutro pomyślę "potrafię lepiej" cieszę się, że czegoś znów się nauczyłam...


Zeszyt na magiczne receptury. Pomysł wpadł mi do głowy podczas przygotowywania wpisu o skrzynce :-)) Kończy się mój dotychczasowy zeszyt z przepisami i pomyślałam, że nowy mogłabym ozdobić decoupagem. Zakupiłam zeszyt w twardej oprawie i moim ulubinym formacie B5. Puściłam wodze wyobraźni (ale nie za bardzo;-) i w mojej wakacyjnej pracowni powstał taki zeszyt. Jak wspomniałam, do zeszytu wpisuję te sprawdzone przepisy, ale też moje autorskie, wpisuję uwagi, poprawiam, obliczam 1,5 porcji, 2 porcje, 5 porcji :-) Obawiam się, że na karteczkach odeszłyby w niepamięć. Tak więc mój zeszyt nie jest w środku śliczny i schludny... jest używany, w kuchni, niemal codziennie, niech pierwsze wrażenie poprawi odbiór reszty :-) 


Przednia część okładki.

Tylna część okładki.

Wewnętrzna część okładki.

Pierwszy przepis.

Trudno uwierzyć, że nie majstrowałam przy zdjęciach zeszytu. To było chwilę przed burzą, taka czerwona poświata pojawiła się na dworze, do tego kolory obrusu i pomidorów. Chyba fajnie wyszło przez przypadek. Zaczynam zauważać rożnicę w świetle!
⎯  ⎯  ⎯  ⎯  ⎯  ⎯  ⎯  ⎯  ⎯  
Teraz już część, dla tych, którzy mają ochotę jeszcze poczytać, o moich myślach wokół ot, takiego zeszytu ;-) Myśli kulinarne, rzecz jasna.
Okazuje się, że nic z mojej okładki nie jest przypadkowe, choć nie planowałam, że musi coś oznaczać, że musi o coś chodzić, żeby było o czym pisać ;-) Mimochodem wybrałam jednak to, co lubię, do czego mam sentyment. Już tak mam... O czym więc okładka ta stoi? Większa część okładki to felieton z "Twojego Stylu" o warzywach  autorstwa Tessy Capponi-Borawskiej. Bardzo lubię te felietony. Pobudzają wyobraźnię kulinarną i dają ogromne pole do popisu. Pani Tessa pisze co z czym się jada, a co do czego nie pasuje. I dzięki temu, że nie znajduję w nich szczegółowych przepisów to powstaje o wiele więcej różnych potraw. Nie poruszam się zupełnie po omacku w jakimś temacie, a z drugiej strony mam poczucie, że zrobiłam, a nawet wymyśliłam! coś sama. Ten felieton o warzywach był fantastyczny! Dzięki niemu przyrządziłam fasolkę szparagową w sosie pomidorowym, tak jada się we Włoszech. W tej formie jest daniem samym w sobie, a także doskonałą alternatywą do bułeczki smażonej na masełku... 
Jeśli chodzi o Tessę Capponi - Borawską, to pierwszy raz zetknęłam się z Nią w telewizyjnym programie kulinarnym i przyznam, że nie bardzo przypadła mi do gustu... Pamiętam jednak, że z tego programu nauczyłam się przygotowywać "polskie pesto". Świetny sos, dostosowany do polskich realiów i smaków. To sos na bazie natki z pietruszki i ziaren słonecznika. Miksuje się je w blenderze z kilkoma łyżkami oliwy i szczyptą soli. Uwielbiam go w kuchni! W tym programie wystąpił w idealnym! trio. Otóż był dodatkiem do makaronu świderki z... fasolką szparagową. Polecam, moja rodzina bardzo lubi. "Polskie pesto" jest świetnym dodatkiem do warzyw gotowanych i sałatek. Bardzo dobra alternatywa do standardowego pesto i nowy smak.


  
Okładka książki, którą muszę
w końcu oddać właścicielowi...
Jeszcze parę zdań o autorce. Zachwyca mnie bowiem jej książka. To wspomnienia i wydarzenia z Jej życia, ale także dotyczące historii Włoch i samej Toskanii. Ma zupełnie inny nastrój niż bardziej zane książki, gdzie historie ludzi przeplatają się z przepisami i opowieściami o jedzeniu. Historie o tym, jak ktoś (zazwyczaj kobieta, Amerykanka) wyrusza do Włoch, w których się zakochuje i wszystko się zmienia. Żeby nie było wątpliwości, bardzo lubię te książki także. Mam tu na myśli "Pod słońcem Toskani" Frances Mayes oraz serię Marleny de Blasi "Tysiąc dni w...". Książka Tessy Capponi - Borawskiej jest poprostu inna, jakby poważniejsza, powiedziałabym nawet, patriotyczna...  Zawiera też przepisy. Kilka wypróbowałam. Moim numero uno jest Makaron z sosem pomidorowym niegotowanym (Pasta col sugo di pomodoro crudo). Pomidory, zioła, przyprawy, oliwa i gotowe! Do tego makaron al dente, oczywiście i fantastyczny, szybki, letni obiad na stole :-)

Makaron świderki z sosem pomidorowym niegotowanym, przepis
na stronie 37.
Częścią okładki mojego zeszytu jest przepis na karczochy (także "Twój Styl"). Jedyny kontakt z karczochami jaki miałam to jedząc je. Nie mam odwagi ich przyrządzić. Bardzo rzadko spotykam je w sklepach, może to sprawia wrażenie niedostępnych... Pamiętam jednak, gdy około 10 lat temu zobaczyłam na rynku BAKŁAŻANA. Oniemiałam z zachwytu nad kolorem i pięknem tego warzywa. Był dla mnie tak egzotyczny, że nie odważyłam się go wtedy kupić... A dziś? Uwielbiamy go. Pieczonego w żeliwnym garnku w towarzystwie pomidorów, cukini, pora i tego na co mamy ochotę, z odrobiną oliwy i soli. Albo grliowanego, podanego na zimno z oliwą i przyprawami. Ja osobiście uwielbiam pastę z bakłażana, która wygląda dość kiepsko a smakuje obłędnie! Mam dylemat: czy podawać ją gościom?... Albo ulubiony bakłażan mojego męża: smażony w cieście np. piwnym. Pisałam o karczochach ;-) Plan mam taki: w tym zeszycie znajdzie się sprawdzony przepis na pysznego, ulubionego karczocha, niech okładka będzie przypomnieniem. Przy okazji: marzą mi się jeszcze smażone kwiaty cukinii, ja o nich śnię, nigdy nie jadłam :-(


Bakłażany w Cieście Piwnym, w tle
Zupa Dyniowa

Gdyby jeszcze ów kwiat usmażony
 był w lekkiem cieście i rósł  tak
na krzaku, taki gatunek...
Na tylnej części okładki jest fragment artykułu z "Claudii" o kulinarnych blogerkach. Wybrałam ten, który jest mi największą inspiracją. Eliza Mórawska vel Liska pisze blogi White Plate oraz Pracownia Wypieków. To z Nią przygotowałam zakwas i upiekłam pierwszy chleb. I bez zaglądania do zeszytu zastanawiam się, które przepisy najbardziej zapamiętałam, bo wykorzystałam wiele. Z Pracowni Wypieków to z pewnością Chleb Polski, Ciabatty i Chleb Tostowy. Z White Plate pomyślałam o Tarta Tatin, Panforte di Siena i Kruchych Ciasteczkach, które piekę z córkami :-) Z wytrawnych pozycji to wspaniała Zupa Porowo - Ziemniaczana i Barszcz Wigilijny. To pierwszy barszcz bez zakwasu, który mi smakuje.


Mój pierwszy chleb.
Żytni na zakwasie.
Nasz domowy chleb powszedni.
Chleb polski na zakwasie, pieczony
w garnku żeliwnym.
Blogi, o których wspomniałam są bardzo popularne, Liska podejmuje nowe wyzwania, ciekawie ogląda się jej starsze wpisy, widać jak wiele zrobiła w kierunku profesjonalnej fotografii potraw. Przyznam jednak, że ostatnie zdjęcia mniej mi się podobają, wolałam te swojskie, z których człowiek ma ochotę sięgnąć po kawałek ciasta... W ostatnim czasie pojawiają się bardziej artystyczne, na których gra światło, tak się chyba mówi...
Zdjęcia, które dziś zamieszczam to kilka moich radosnych kuchennych przygód z blogami Liski. Czasem pstrykałam zdjęcie telefonem i nie przypuszczałam, że kiedyś je...opublikuję ;-) Niektóre zrobione kilka lat temu.


Mój pierwszy chleb bochenkowy. To znaczy, że uformowałam
 bochenek, po czym wyrastał w koszyku. Upiekłam go na
ceramicznym kamieniu. 
Wspomniane już Ciabatty. 
Kończąc powoli moje kulinarne wywody zaglądamy do środka zeszytu, bo ciągle o nim mowa. Zioła... Zioła i zielnik są moją pasją. Moje zainteresowania 10 lat temu szły w kierunku botanicznym, dziś zmienił się nieco kierunek (na kulinarny), ale pasja pozostała. Obiecałam sobie, będąc młodą dziewczyną, gotować zupy bez tzw. jarzynki, vegety czy innych takich... W mojej rodzinie nikt nie posiadał tej umiejętności i wydawało się to sztuką magiczną! Jarzynka także wydawała się nią być (magią) bo wystarczyła łyżeczka i wszystko smakowało, no właśnie podobnie... Teraz już wiem, że to nie magia a nauka, a dokładniej chemia... Tak więc, wbrew pozorom nie odeszłam od tematu, zioła pomagają uzyskać niepowtarzalne smaki moim zupom. Majeranek, bazylia, oregano, tymianek, gałka muszkatałowa, pieprz... mam już swoje ulubione połączenia i już nie tak często zdarza mi się eksperymentować.


Zwykły obiad, zwykła zupa warzywna z lubianym
 przez dzieci dodatkiem: malutkimi pulpecikami.
Do tego świeży chleb i nic więcej...
I pierwszy wpis w zeszycie! Na pamiątkę tegorocznych wakacji oraz pierwszego i drugiego upieczenia eksperymentalnego. Eksperyment udany, Tarta Wiśniowa została zapisana i zabezpieczona przed niepamięcią. Szczegóły tarty pojawią się pewnie kiedyś na blogu. Uwielbiam ten rodzaj ciast.


Letnia wiśniowa tarta i Cynie, wspanaiałe letnie kwiaty i Cappuccino.

Ciekawa jestem, czy ktoś wytrzymał do końca... Może jest rok 2039, moja córka jest w moim wieku i stała się równie sentymentalna jak mama... I to właśnie Ona wytrwała! Macham  do Cię córeczko i widzę, że mnie bardzo kochasz ;-)

Dziękuję za uwagę :-)


2 komentarze:

  1. No jak to, ja doczytałam do ostatniej literki! :-)
    O Twoim chlebie i pieczeniu należy się osobny mega post - zdjęcia wypieków, polecane przepisy, są tego warte. Albo może nawet osobny dział.
    Skrzynkę i notes kulinarny szczęśliwie widziałam osobiście :-) więc wiem, że żadnej wady tam nie ma. Po prostu tak ma być.
    A teraz, chociaż warzywa jem raczej z rozsądku niż z miłości, to mam ochotę spróbować tego bakłażana pieczonego z cukinią i pomidorami ;-)
    Natomiast co do Tessy Capponi-Borawskiej zdanie mam inne - wiedzy nie przeczę, ale no litości - czy Polacy to gęsi i już tyle (naście?) lat muszą li i jedynie tą jej toskańską, niezaprzeczalnie smaczną, kuchnię wałkować? Jakby innych nie było, naszej też nie? Rozumiem jakby Twój Styl wychodził we Włoszech, ale tutaj? No chyba, że we Włoszech tyle piszą o naszej kuchni ;-)
    A mogliby - wczoraj byliśmy na lokalnym festynie to i wiemy :-) Gospodynie i ich domowy chleb, smalec ze skwarkami, ogórki, domowe ciasta i kiełbasy, różniste nalewki, syropy i ser kozi, a to tylko jakiś maleńki wycinek.
    U mnie będzie teraz trudniej z wykorzystaniem foto pleneru do posta, ale liczę, że jednak się uda - mały krok dla (większości) ludzkości, dla mnie jednak wielki, choć tak bliski ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Przyznam, że i ja chętnie poczytałabym tak lekko i przekrojowo o kuchni polskiej. Nie często ktoś zatrzymuje się nad nią, myśląc, że znamy ją na wylot, a ona gdzieś nam się asymiluje... Wkurza mnie też myślenie o kuchni polskiej przez pryzmat bigosu, za którym osobiście, nie przepadam... I zgadzam się, że mamy dużo więcej do zaoferowania. Jednak jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma ;-) Na obronę Pani Tessy mam to, że często o kuchni polskiej wspomina. Zachwycała się pierogami (choć nie smakowały Jej nasze serowe na słodko!) Ostatnio zatrzymała się nad naszą modrą kapustą! Lubi też bigos i kapustę kiszoną, której we Włoszech nie uświadczysz. Moim zdaniem we Włoszech jest bardzo ubogo jeśli chodzi o zupy, które ja uwielbiam. Włosi, których znamy proszą o przepisy na nie :-) I racja z domowymi ciastami. Nie znam dobrze włoskiej kuchni, ale zdaje mi się, że i w tym względzie mamy lepiej :-) Natomiast w kwestii przygotowania i wykorzystania (w sensie różnorodności) warzyw, Włosi biją nas ;-) I dlatego z taką chęcią sięgam po doświadczenia różnych narodów ;-) Chętnie poznałabym też Indie od kuchni, te przyprawy, ich kolory! To tyle :-) A ja czekam na Twoje nowości :-) cierpliwie. Trzymaj się! Wiem, żeś Dzielna Niewiasta, o czym świadczy piersze zdanie komentarza ;-)

      Usuń

Na moim kameralnym blogu zaczęło pojawiać się dużo spam'u... Zdarzyło się nawet, że przedostał się przez zabezpieczenia bloggera i został opublikowany jako komentarz. Stąd moja decyzja o moderowaniu komentarzy. Dziękuję za każdy niespamowy komentarz :-).