- Dla mnie?
- No tak, może Ci się przyda. Wyprałam ją w 90 stopniach, napisali, że można, i rzeczywiście nic się nie stało.
- To ja się zastanowię mamo, czy mi się przyda.
- No dobrze, ale zobacz taka mała, do auta, czy coś, poszewkę uszyjesz...
(w myślach moich) Raczej mi się nie przyda, czytam ostatnio dużo o minimaliźmie, jak się okaże TYLKO czytam.
Sytuacja rozwija się. Siadam na łóżku rodziców i włączam TV. Brakuje mi czegoś pod głowę, obok leży TA poduszka, a niech tam... Rzeczywiście dziwna, niby miękka, ale jak głowę położysz to twarda...hmm.... Nie jestem pewna czy ją lubię. Na drugi dzień siadam przed komputerem na wielkim fotelu. Odcinek lędźwiowy mojego kręgosłupa woła pomocy! A poduszka woła daj jej szansę! hmm... jaka ona dziwna, ale taka wygodna.
- Mamo, to ja zabiorę tę poduszkę. Powiem dzieciom, że to dla mnie, bo mi zabiorą, dobra?
Poduszka jest dziwna, ale bardzo użyteczna, jak wagoniki w "Stacyjkowie". Cała sytuacja miała miejsce w domu rodziców na wyjeździe feryjnym, a poduszka przyjechała ze mną do domku. Jako, że była bez poszewki postanowiłam ją szybko uszyć, bo jak nie zrobię tego od razu, to za pół roku nadal nie zrobię. Jak uszyłam tę poszewkę i do tego pompony, to przypomniałam sobie o patchworku, który poszarpany dzielnie nam służy od lat, bo ciepły. Miałam go ładnie ubrać na jesień, ale wyszło jak zwykle. Uszyłam więc nową kołderkę teraz. No i jak mi zostało trochę tkaniny to pomyślałam o jeszcze jednej poszewce, żeby pasowała do kołderki. A to wszystko wtedy, gdy na komodzie leżały wykrojone, przygotowane i krzyczące wyrzutami mojego sumienia, części kostiumów na szkolne bale karnawałowe. Cała ja... Stroje też uszyłam, już prawie. I zrobiłam to, czego w Nowym miałam nie robić... zatraciłam się... w szyciu. Dwa dni po domu fruwały koty z nici i resztek tkanin, na obiad słoiki i mrożonki (!), na szczęście od Babci :-). Cała ja... Oszaleję kiedyś... I wtedy Św. Walenty będzie moim patronem... (Dla niewtajemniczonych św. Walenty jest, pierwotnie, patronem obłąkanych).
No to do rzeczy. Kołderka, którą dziś pokazuję swoje pierwsze życie spędziła jako wełniany koc ofiarowany nam w prezencie ślubnym (14 lat temu). Nigdy specjalnie go nie lubiłam, to znaczy nie podobał mi się, ale używałam często, bo był bardzo ciepły. Gdy po kilku latach zaczął przypominać kota po przejściach, tudzież owcę, która uciekła w trakcie golenia, dostał szansę numer dwa, jako jesienny patchwork. Po kilku latach i patchwork zniszczył się był. Jakiś czas temu przeznaczyłam cienką, niebieską narzutę jako tkaninę do obszycia tegoż. Kilka razy zmieniałam koncepcję, aż wymyśliłam, że kupię drugą narzutę, w beżu i je połączę. Kołderka jest teraz jeszcze cieplejsza i cięższa, bardzo takie lubię. Z jednej strony jest cała niebieska, niebieski przechodzi też na drugą stronę, a resztę dopełnił beż. W środku jest rzeczony koc / patchwork. Wszystkie trzy warstwy przefastrygowałam, ręcznie, w kilku rzędach.
Takie ni to pompony, ni to frędzelki są bardzo praktyczne przy dzieciach. Nie ma szans na wyskubanie ;-).
Te kołderki i poduszeczki to nasze zestawy drzemkowe, tudzież dosypianiowe w niedzielne poranki.
- No chciałem, ale myślałem, że jest nieskończona (mąż).
- Jak to? (żona)
- .... czyli ta fastryga* zostaje...
* tak, mój mąż zna takie słowo ;-)
Gdyby wiosna nie przyszła, to ja się chowam pod tą kołderką i tak będę leżała, do lata...
To dzieci skubią pompony???Jezu,widzę,że jeszcze wszystko przedemną:)a tytułem posta nie jestem zdziwiona.Po tym co Ty z jedną parą jeansów wyprawiałaś to jestem wręcz zdziwiona,że dopiero 3 i wróżę mu jeszcze wielu przeszłych:)
OdpowiedzUsuńA nie??? 😉 Możliwe, że tylko moje 😀 Jedna miała maskotkę z pomponem - wyskubała po niteczce... Drugi miał poduszeczkę z pomponikami i to samo... Możemy zatem wysnuć tezę: 50% dzieci skubie pompony 🙃 A jeśli chodzi o kołderkę i dżinsy to ponad 15 lat życia w Poznaniu zrobiło swoje 😂.
Usuń