czwartek, 17 października 2013

Zmiana szuflady, czyli o tym jak oswoiłam wielką płytę.

Za chwilę nastąpi wpis z serii myśli poplątane właścicielki bloga ;-) Kto nie lubi, nie czyta, wiadomo :-) Jak stoi w tytule będzie o wielkiej płycie. Pamiętam jak pierwszy raz przyjechałam do tego miasta i zobaczyłam wieżowce z wielkiej płyty. Zastanawiałam się jak można w nich mieszkać, wydawało się nie możliwe czuć się w nich szczęśliwym... Wszystko wydawało się nijakie... Zaszufladkować, poukładać, przemalować ludzi na szaro, chyba taki był plan... Gdy widzę piękny stary dworek w otoczeniu drzew to po wejściu do środka mogę się już tylko rozczarować. Spodziewam się przytulnych wnętrz. Nowy, duży dom - elegancja. Nawet stara kamienica, ze swoją przeszłością ma potencjał już od bramy.


Dziś patrzę na te wielkie płyty i uśmiecham się. One nie są już szare (niektóre rzeczywiście nie są szare, bo są odmalowane). Ta wielka płyta to już nie są anonimowe ściany kolejnych szuflad. To historie ludzi i rodzin. To czekoladowe mieszkanie miłej De z miękkim dywanem i lornetką :-) To tonący w słońcu pomarańczowy pokój drogiej A. To jak z "Alicji w Krainie Czarów". Otwierasz metalowe drzwi i już nie jesteś na ciemnym, wąskim korytarzu. Nagle witają Cię ściany zielone jak trawa i od razu chcesz usiąść. To mieszkania, które potrafią zaczarować nawet szarą rzeczywistość korytarzy. Można do nich trafić po zapachu gotowanej papryki. Nie udało się... ludzie wyszli poza monotonię i szarość wielkiej płyty...


To właśnie powód, dla którego nie było mnie zbyt często. Oswajałam naszą nową szufladę ;-) Pewnie będę dzieliła się nowymi odsłonami naszego M. Jeszcze kilka kartonów, jeszcze słychać echo w pokojach. Dużo pomysłów, za krótki dzień czyli normalnie :-) Wspaniałą perspektywę dało nam 10 piętro i krzesło przy stole w kuchni. Widzimy wtedy niebo... 
 

Na zakończenie, żeby nie było, coś nowego uszytego. W starym mieszkaniu miałam bardzo wysokie stężenie pomysłów na metr kwadratowy. Nie wszystkie mogłam realizować. Dziś jeden z nich - zasłona na kształt rolety rzymskiej. Zawisła w naszym nowym przedpokoju. Wisi sobie od kilku dni i chyba jednak usztywnię ją od dołu listewką (zrobiłam tunelik) żeby rolowała się na prosto.Taki właśnie widok ukazuje się po otwarciu drzwi do naszej krainy... 



- Mamo, a chciałabyś dostać na urodziny liście? (Jot, lat 3,5)
- Bardzo bym chciała! 

.... dostałam....   :-)


4 komentarze:

  1. Urządzanie wnętrz jest wspaniałe, tak cieszy, prawda? :-) U mnie również w toku, moje ręce właśnie białe od farby.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też ciągle umazana białą ;-))) Oj fajnie tak urządzać... wszystko sprawia mi radość :-)

      Usuń
  2. 37 lat mieszkałam w wielkiej płycie, która z szarej zrobiła się lawendowo-zielona. I byłam tam szczęśliwa tak samo jak tutaj gdzie teraz mieszkam. To nie żelbeton kreuje nasze życie, to my sami ocieplamy jego wizerunek :)
    A roleta śliczna, nawet bez listewek:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda :-) Czasem trzeba dorosnąć żeby zobaczyć. Pozdrawiam.

      Usuń

Na moim kameralnym blogu zaczęło pojawiać się dużo spam'u... Zdarzyło się nawet, że przedostał się przez zabezpieczenia bloggera i został opublikowany jako komentarz. Stąd moja decyzja o moderowaniu komentarzy. Dziękuję za każdy niespamowy komentarz :-).