wtorek, 1 sierpnia 2017

Drewniane świeczniki i praca pszczelego roju, czyli prezenty z Polski.



Nie jestem miłośniczką wieczorów przy świecach. Tak dokładnie, to o świece mi chodzi. Tworzą duszność, której po prostu nie lubię. Natomiast świece z wosku pszczelego to zupełnie inna historia. Nie wiem, czy to ich pochodzenie, delikatny, kojący zapach (a jednak!), czy jakaś autosugestia, że są lepsze, sprawia, że chętnie korzystam. Już nie wyobrażam sobie innych świec w domu. Nie są idealne, nie są białe, nachodzą białym nalotem. I to wszystko razem sprawia, że je bardzo lubię. Świeczki miały już swoją prezentację podczas adwentu w towarzystwie betonu, o TUTAJ.




Świece będą prezentem. Jako, że nie każdy dostając świecę wyjmuje worek betonu, czy też piłę i wiertarkę i robi sobie świecznik, pomyślałam, że ja to zrobię. Tak więc kantówka 4cm na 4cm została pocięta na kawałki o długości 5cm, 7cm i 10cm. Następnie wiertłem o średnicy 2cm nawierciłam otwory świecowe. Ozdobiłam drewnianymi guziczkami i sznurkiem papierowym. 



I jeszcze opakowanie. Woreczki takie uszyłam oglądając rosyjski film katastroficzny...







Wkrótce wyjeżdżamy na wakacje do Włoch. Jesteśmy tam goszczeni przez przyjaciół i przyjaciół przyjaciół. Dlatego też staramy się zabierać jakieś polskie upominki. Pomyślałam, że może komuś podpowiem takim wpisem co dobrego z naszego kraju możemy pokazać i być z tego bardzo dumnym, ja jestem. Jak można się domyślić wybraliśmy się do okolicznego gospodarstwa pasiecznego i poza świecami zakupiliśmy miody, także te pitne.


Na początek pszczeli klasyk - miód. I nie taki już klasyk - miód faceliowy! Pierwszy raz spróbowałam, jest pyszny, aromatyczny. Twaróg z miodem na śniadanko.... no do jesieni się skończy. Jesienią pojedziemy na zakupy,  TUTAJ.





I tym słodkim akcentem życzę dobrego dnia. 


7 komentarzy:

  1. Bardzo miło takie prezenty dostawać i dawać ;) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja zawsze mam lekkie nerwy jak daję prezenty, które sama zrobiłam... ale już jestem po dawaniu i podobały się :-)

      Usuń
  2. W ostatniej Werandzie o miodach czytałam i o tym właśnie faceliowym też. Muszę spróbować, bo chyba nie znam smaku. Prezenty zacne wymyśliłaś i chyba też wymienię ikeowskie świeczuszki śmierdziuszki i puszczę takie miodkowe z dymem zamiast.
    Jakby Ci się pomysły na prezenty z naszego kraju skończyły/na co jednak nie liczę/ to ja mogę np. do tych Włoch pojechać jako coś polskiego, naszego i dobrego. A niechby sobie mnie tam mieli. Ciekawam gdzie dokładnie się wybierasz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :-) :-) No masz Ci jakby się ocknęła była. Cudownie znów Cię gościć! Oj miód przepyszny jest, koniecznie spróbuj. Tęskniłam za nim będąc zagranicą :-) Bo już byłam i wróciłam i nie omieszkam wpisu trzasnąć dla Trąb, co to je czytają ;-) póki co składam wspomnienia. Docelowo pojechaliśmy do Latiny, miejscowość 80 km pod Rzymem - między morzem, a górami, z takimi, no wiesz, miasteczkami gdzie pranie wisi między domami, faceci palą i czytają gazety, a kobiety w karty grają na progach domów... ale było pięknie.

      Usuń
    2. Nie dokończyłam myśli o wybraniu się gdzie... W drodze powrotnej zajechaliśmy do Porto San Giorgio, aby zjeść na plaży pizzę z drugiej jakby strony Włoch i nie tylko po to. Po czym dotarliśmy do Wenecji i rozłożywszy tam namiot na kempingu spędziliśmy dwa dni. Po czym naprawiwszy auto (!!!) wróciliśmy do Polski.

      P.S. Z tym autem chciałam efekt zrobić, tylko akumulator się mu rozładował ;-)

      Usuń
    3. To z tych miejsc to tylko na 2 czy 3 campingach pod Wenecją byliśmy, bo to zawsze trzeba sobie gdzieś przystanek zrobić. Zanim pierwszy raz pojechałam do Włoch to spotkałam gościa, który na pytanie gdzie rusza na wakacje, bo ja nie mam pomysłu na swoje, powiedział, że 10 raz jedzie do Włoch koło Bolonii na Eurocampa. Pomyślałam sobie, że psychol, powiedziałam super Pan masz. Wróciłam do domu, otwarłam tego Eurocampa i od tamtej pory to sama chyba psycholka z 15 razy tam byłam> no może przesadzam, ale dużo wycieczek. Łącznie z pierwszym razem kiedy to 10 letnim lanosem marki Daewoo bez klimy autostradą słońca, aż pod sam Wezuwiusz żeśmy wjechali i coś zaczęło dymić. Myślałam, że to wulkan się aktywuje a to nasz samochód. Długo by opowiadać ciągu dalszego, ale najfajniejsze, że to co w czasie wakacji nazywa się problem, we wspomnieniach staje się przygodą. Klej i trzaskaj, chętnie przeczytam.

      Usuń
    4. No właśnie te kempingi są kapitalne. Byliśmy już na kilku różnych we Włoszech, tym razem trafiliśmy na taki bez basenu, ale kilka kroków od tramwaju wodnego. Poza tym pizzeria, kuchnie, pralnie, łazienki w świetnej kondycji, czyste, bardzo przyjemnie. Nasze dzieci niemal jednogłośnie stwierdziły, że najlepsze na wakacjach było nocowanie w namiocie... Wezuwiusz mamy w planach przy następnym nawiedzeniu Włoch, a po drodze to nas jeszcze te tyrolskie Włochy bardzo ciekawią.
      Auto, nie powiem, trochę strachu nam zrobiło, akumulator nie chciał się ładować na początku i myśleliśmy, że to coś poważniejszego... ale wszystko dobrze się skończyło i jak piszesz, jest przygoda :-)
      No to kleje ;-)

      Usuń

Na moim kameralnym blogu zaczęło pojawiać się dużo spam'u... Zdarzyło się nawet, że przedostał się przez zabezpieczenia bloggera i został opublikowany jako komentarz. Stąd moja decyzja o moderowaniu komentarzy. Dziękuję za każdy niespamowy komentarz :-).