Uniform to zdecydowanie najlepsze określenie dla ubrania, które sobie uszyłam w ubiegłym tygodniu. Sama nazwy nie wymyśliłam, podobny wcześniej uszyła Aga i opowiedziała o nim fajną historię. (Aga, nie pamiętałam, że miałaś zdjęcia z konewką! - serio! - dopiero podczas linkowania zauważyłam. Moja podświadomość zakodowała Twoją stylizację jako idealną i zgapiła pomysł. A niech tam. Najlepszych warto naśladować 😊 Jednak uniform wyzwala potrzebę pracy!
Po co mi uniform. Mój codzienny strój to dzianinowy T-shirt lub long sleeve i spodnie. Przez większość dnia coś robię - trochę sprzątam, trochę gotuję, czasem szyję, czasem coś z drewna dziubię. Chciałabym żeby uniform był częścią mojego ubrania codziennego. Do prac cięższych, do których zabieram się świadomie i wiem że się ubrudzę mam stroje i fartuchy robocze, ale wiele rzeczy robię bezwiednie i do takich ma być ON. To taki fartuch, jakiego używały moje babcie. Nosiły go od rana do wieczora, jako część ubrania. Pamiętam, że miały nawet fartuchy gorsze i taki "na niedzielę". Ten ma być z tych lepszych. No zobaczymy - to część projektu "szafa mamy" - całość można przejrzeć w zakładce ubrania.
To zdecydowanie egzemplarz próbny, nie do końca udany, o czym dla chętnych na końcu. Muszę przetestować, czy się nada, czy będę wykorzystywała, czy jednak idea minie się z rzeczywistością. Może doszyję kieszonkę (przydałaby się jedna na telefon, zazwyczaj cały dzień go szukam). Początkowo planowałam obszyć brzegi fartucha lamówką, ale nie udało mi się kupić odpowiedniego koloru. Druga wersja to podwinięcie wszystkich brzegów. Len to materiał, który mocno się strzępi, dlatego postanowiłam wybrać się na kawę do posiadaczki owerloka. Po obszyciu obie uznałyśmy, że tak wygląda całkiem fajnie. No i zostaje na razie tak.
O uniformie to wszystko. Teraz nastąpi kilka zdań ku przestrodze początkujących szyjących, albo dla mnie do przeczytania przed kolejnym szyciem.
- Zrób formę z gotowego ubrania lub kilku ubrań, które przypomina lub posiada cechy rzeczy, którą chcesz uszyć (podkroje dekoltu, rękawów, szerokość). A ja: nie zrobiłam formy, to znaczy zaczęłam, ale później poszłam na żywioł... Czasu mi było szkoda.
- Wkrój sprawdź na zbędnym, tanim materiale. Obojętnie jakim. Zszyj tylko części, zobacz, jak papier przekłada się na tkaninę. A ja: od razu cięłam z właściwego materiału. Wymarzonego lnu... Taaa... I nie napiszę teraz: wszyscy, którzy słyszeli ode mnie tę radę niech mnie kopną, bo się boję konsekwencji... I na tym szarym lnie, cudnym, zaczęłam swoje wycinanki i poprawki. Jedyne co mnie tłumaczy to fakt, że len zakupiony został na dziale wyprzedażowym Ikea, był panelem zasłonowym dlatego kolory przodu i tyłu są trochę nierównomierne.
- Nie nanoś poprawek po kilku godzinach, nazwijmy to pracy z wykrojem, a już na pewno nie dlatego, że zaraz wychodzisz z domu. Zostaw, zacznij jutro od przymiarki. Tu odegrał się ostateczny dramat... Zmniejszenie rozmiaru fartucha, który miał być over size...ech...
- Pamiętaj o dekatyzacji tkanin przed szyciem, zwłaszcza tych naturalnych jak len. Dekatyzacja materiału, czyli poddanie go wysokiej temperaturze, aby wstąpił się tyle co potrzebuje i nie robił tego więcej na gotowym produkcie. Najlepiej tkaninę wyprać i wyprasować jeszcze lekko wilgotną. A ja: nie zrobiłam tego bo myślałam, że fartuch będzie over size i te parę centymetrów mniej po praniu nie zrobi mu różnicy, ale po 3 powyższych punktach już nie jest over size i po praniu to się dopiero okaże.
Podobno jak chcesz sprawdzić fach kucharza karz mu ugotować... sos pomidorowy, żadnych tam cudów na kiju. Być może prosty fartuch sprawdza umiejętności krawieckie... Krawiec ze mnie żaden, ot domorosła szyjąca mama.
Czerpać z doświadczenia, nie wpadać w rutynę. Złota myśl na ten tydzień. Zapowiada się pracowity.
Ta....rady radami,ale wiadomo jak jest.Ich praktyka to robota dla cierpliwych do których nie należę,ale wiadomo jak jest i tak się dłużej zejdzie jak sknocisz.Jednak zawsze zaczynam przyjmując optymistyczne założenia,które na moje nieszczęście czasem daje się wprowadzić w życie.Ale nieźle sobie poczynasz:)Bravo!
OdpowiedzUsuńAno właśnie... Nie wiadomo na ile taka "nauczka" mi wystarczy 😂😂😂
UsuńOooo, wspaniały jest! Skoro i Ciebie dopadł temat "uniformu" to nie czuję się już taka nienormalna ze swoim uwielbieniem dla lnianych szmat :) Bardzo podobają mi się te nonszalanckie, szerokie szelki, chyba wzorowałaś się na jakimś dziecięcym? No piękne! A prawda jest taka, że mój fartuch wkładam głównie do gotowania jednak... :P Podlewanie to pic na wodę i fotomontaż :)
OdpowiedzUsuńNie pocieszę Cię z tą normalnością, bo ja do normalnych nie należę, czyli tych co w normach się mieszczą i bynajmniej nie chodzi tu o mój geniusz 😉 Nawet moje dzieci mówią czasem, że jestem trochę inna, takie delikatne są.. No ale jak jesteśmy dwie to jednak bliżej normy, jakiejś... . Szelki szerokie bo miały być jeszcze podwinięte, ale zostały takie. Ja noszę już drugi dzień, zobaczymy co będzie dalej 😀 Pozdro.
Usuń