Dzisiaj zapraszam Was do ziołowego ogródka na 10 piętrze. Na początku widok od strony pokoju, prawie Prowansja :-). Rośliny stoją tylko na parapecie. Ze względu na małe wymiary balkonu nie chciałam, aby zajmowały więcej miejsca.
Wychodzimy na zewnątrz. Ze względu na małe dzieci nie ryzykujemy na balkonie krzesełkami i stoliczkami. Oczywiście mamy nad nimi nadzór, gdy przebywają na balkonie, ale zbyt dobrze je znam i wiele razy doświadczałam ich nadprzyrodzonej prędkości... Dlatego na balkonie mamy siedzisko z gąbki obszytej jeansem, którą zrobiłam na paletę o TUTAJ. Przy okazji widać zasłony w pokoju mojej igły. Dość cienka bawełna, bardzo je lubię.
Poniżej. Widok na lewą i prawą stronę balkonu. Po prawej jest idealne miejsce na zaciszny kącik, ale jest to też jedyne słuszne miejsce na rowery. Niestety nie mamy gdzie ich trzymać, dlatego wiszą tutaj. Postawiliśmy na naturalny klimat czyli wiklina na barierce, pleciona trawa na podłodze oraz skrzynki ze skrzynek.
Widok na cały parapet i ziołowy zakątek. Zioła zakupione w zostały w marketach spożywczych i warzywniaku. Gdy ustawiłam je na balkonie na drugi dzień zostały wysmagane wiatrem i wyglądały bardzo licho. Uznałam jednak, że takiej ilości w kuchni nie ustawię, więc tutaj albo nigdzie. Okazało się, że po kilku dniach aklimatyzacji odzyskały moc i zaczęły się ładnie rozrastać. Co my tu mamy? Nie mam wielkiego wachlarza ziół, tylko te, które używam w dużych ilościach. Nie sadzę też tych, których wielkie pęczki za grosze kupuję w warzywniaku (koperek i pietruszka). Natomiast uprawiam miętę, bazylię, majeranek i rozmaryn, dwa ostatnie w kuchni. Przez chwilę miałam też kolendrę, ale jakoś nie polubiłam się z nią. Po wykorzystaniu nie odnowiłam uprawy.
Lawenda
Kupiłam lawendę z myślą o ciasteczkach. Jednak gdy już ją posadziłam w moich skrzynkach pomyślałam, że nie wiem skąd pochodzi, czy była nawożona i nie używam jej do wypieków. Może za rok, jeśli przetrwa zimę i się ewentualnie odchemi. A tak wogóle to pierwszy raz chyba obserwuję lawendę w fazie pełnego rozkwitu.
Mięta
Nasze lato ma smak mięty. Rano robię dzbanek naparu ze świeżej mięty, a później rozcieńczamy go i popijamy delikatnie miętową wodę. Wieczorami napar ze świeżej mięty zastąpił mi zieloną herbatę. To naprawdę wyjątkowy, letni smak.
Bazylia.
Na temat lodów bazyliowych pisałam już peany TUTAJ. Dzięki temu, że mam kilka doniczek i obrywam tylko część listków, a te odrastają, to z każdej doniczki mam kilka zbiorów. Bazylia to także pesto. Najbardziej lubimy z fasolką. Pesto w nieco polskiej wersji, zmiast orzeszków pinii dodaję pestki słonecznika.
Nie hodujemy sokołów na balkonie. Ten ma odstraszać gołębie, ku mojemu zdziwieniu działa.... Zastanawiam się tylko czy to kwestia sokoła czy tego paskudnego plastiku ;-). Podobną funkcję piastował wiatraczek, ale gołębie się go nie boją... Został, bo lubimy wiatraczek na balkonie. Podczas ostatnich wichur zastanawialiśmy się, czy nie odlecimy na inną planetę...
Gdzie, o gdzie, o gdzie jest lato? Widział ktoś? Czyżby zasiedziało się gdzieś z cydrem? Ja wiem, że jest pyszny, ale dopijaj i wracaj!
jaki cudowny balkon!!!te siedziska rewelacja:)
OdpowiedzUsuńDziękuję :-) Balkon całkiem zwyczajny, ale oswojony i bardzo lubimy z niego korzystać. A siedziska sprawdzają się świetnie. Pozdrawiam.
Usuń