...zazwyczaj poprzedzane śpieszmy się... Myślę dziś o kochaniu w szerszym tego słowa znaczeniu. Nie tylko tych najbliższych. Myślę o ludziach w ogóle, o przyjmowaniu ich takimi jacy są. Nie wiem, czy można przyspieszyć kochanie, czy lubienie, czy można przyspieszyć, związane z tym często, przebaczenie. Listopad i święta, które go rozpoczynają skłaniają do zadumy. Jakoś nie mogę oprzeć się przekonaniu, że to nasza narodowa, listopadowa zaduma, którą próbują zagłuszyć sztuczne chichoty... Lubię ten nostalgiczny listopad, niekoniecznie smutny, po prostu cichy.............. Listopad to też czas światła i ognia, który rozjaśnia ciemne popołudnia i wieczory. Dziś pomiędzy myślami poplątanymi lampiony spod mojej ręki.
Lubię
ludzi, myślę o tych prawie nieznanych, spotkanych w kolejkach,
poczekalniach i na korytarzach. Zadziwiają mnie, a nierzadko zachwycają.
Jednym gestem, krzywo założoną czapką, albo bezceremonialnym: "To Pani,
te wszystkie dzieci???".
Kilka dni temu przejrzałam mój czarny torebkowy notes. Taki na nagłe natchnienia, nazwiska, które uciekają z mojej pamięci w ułamek sekundy i myśli moje, bardzo czasem poplątane... Znalazłam w nim zapisek z sierpnia. Już nie pamiętam dlaczego pisałam. Czy chciałam zatrzymać te wspomnienia, uciec myślami od cierpienia, którego nie chcę uniknąć, a może chciałam podzielić się nimi z Wami? Nie wiem.
Leżąc
w szpitalu i oczekując mojego najmłodszego dzieciątka zamyślałam się
często... Pewnie pod wpływem chwiejnych hormonów i zmian, które miały
nastąpić doceniałam każdy drobiazg. Po dwóch miesiącach zostałam z tym
zamyśleniem, a reszta osiąga możliwą stabilność.
Siedzę w izbie i oczekuję, że mnie przyjmą. (Izba - zabawnie brzmi ten staropolski wyraz w sterylnym korytarzu szpitalnym). Moje oczekiwanie zdecydowanie uprzyjemnia przechadzająca się korytarzem Coco Chanel. Elegancka, filigranowa dama w, idealnie skrojonej na swój brzuszek białej sukience. Na Jej ramieniu niedbale zapleciony warkocz, w którym każdy kosmyk ma swoje miejsce. Zjawisko, tak samo zastanawiające jak wyraz izba w tym miejscu. Co ONA tutaj robi? Takie Panie tutaj nie bywają :-). Jeszcze bardziej zjawiskowa gdy pojawia się w moim pokoju, podaje zmęczoną pracą dłoń, ściska MOCNO (zupełnie nie jak dama) i mówi: "Zdziśka jestem". Prawie się wzruszyłam, nie zmieniłam imienia, nie można go żadnym zastąpić :-). Druga lokatorka, z którą mogłabym przegadać przy winie nie jedną noc na werandzie Jej nowego domu (nie wiem, czy ten dom ma werandę ;-). To taka kobieta, której od razu można opowiedzieć swoje życie, ukraść konia i pójść na dyskotekę, chociaż nigdy się tam nie chodzi, ani nawet nie chodziło... Gadamy o dzieciach, meblach z palet i Jej starym stole z toczonymi nogami. I jeszcze ta trzecia Pani, która pojawia się po wyjściu drogiej Coco. Zaraz po szpitalnym obiedzie zjawia się Jej mama. Dodam tutaj, że lokatorka obiad szpitalny zjadła. Wyciąga słoik rosołu, kotleta, jak się patrzy i mizerię. I instruuje, dorosłą już, córkę (tak bardziej dorosłą niż ustawowo):
- Powoli, nie tak szybko, gryź dobrze.
- Ojej, ojej (te wyrazy mówiła niemal nieprzerwanie, ta córka) boli mnie brzuch.
- A mówiłam, jedz wolno i dobrze gryź!.
...cudowne...
...cudowne...
Jako, że wpis już długi w najbliższym czasie zrobię taki techniczny. Pokażę co i jak z tymi lampionami - latarenkami. Ogólnie rzecz ujmując jedna powstała z ramek na zdjęcia, dwie ze słoików.
Pozdrawia Was serdecznie
Witam,to co Pani robi jest cudowne.Nie mogę się napatrzeć.Chciałam panią o coś zapytać,ale nie na forum.Podam swojego e maila aksamitna07@interia.pl.Prosze o kontak
OdpowiedzUsuń