Chłodnik.
To zupa, którą przygotowuję najwyżej 2-3 razy w sezonie i zjadam z przyjemnością. Niektórzy mówią, że za dużo w niej krzaków... Z pewnością jest świeża, bardzo wiosenna, odżywcza i w upale doskonała. Jednak wystarczą mi te 2-3 miseczki w sezonie :-).
Składniki:
- Botwina 1 pęczek
- 1 średni zielony ogórek
- 3 rzodkiewki
- 1 ząbek czosnku
- 1/2 pęczka koperku
- sok z 1/2 cytryny
- kefir (kubeczek 300 ml)
- sól, pieprz, cukier
Pokroiłam buraczki z botwinką, zalałam wodą, dodałam sól, pieprz, łyżeczkę cukru oraz sok z cytryny i gotowałam wywar do miękkości warzyw. Dzięki cytrynie wywar pozostał w pięknym, głębokim kolorze. Po ugotowaniu wywar należy wychłodziłam.
Na tartce starłam ogórka i rzodkiewkę, rozgniotłam i posiekałam czosnek. Rzodkiewkę, ogórka i czosnek wymieszałam z kefirem i połączyłam z wychłodzonym wywarem. Jeśli jest potrzeba doprawiam jeszcze solą i pieprzem. Przed podaniem dodaję posiekany koperek.
Najczęściej wywar przygotowuję dzień wcześniej. Na drugi dzień mieszam z pozostałymi składnikami i na 2-3 godziny wstawiam do lodówki.
Chłodnik można podać z jajkiem.
Rabarbar. Warzywo czy owoc, a może zwierz :-)
Swojego zwierzaka już pewnie nie będę miała. Teraz opiekują się nimi moje dzieci, a ja dziećmi :-) W domu mamy rybkę Lili oraz Frajdę - świnkę morską. Gdybym jednak miała zwierzątko, to nazwałbym je Rabarbar, niezależnie od płci :-). A rabarbar to warzywo oczywiście :-) Za rabarbarem nigdy nie przepadałam, choć gdy wspominam upalne dni dzieciństwa i kwaskowy kompot z rabarbaru to zastanawiam się, czy rzeczywiście go nie lubiłam... Zobaczyłam to ciasto i poprostu zamarzyłam o nim. Rabarbar w połączeniu z jabłkiem, bezą i kruchym spodem wydał się moim kubkom smakowym atrakcyjnym :-). I nie myliły się kubki moje. Ciasto pyszne i do powtórzenia!
Przepis na ciasto znalazłam na blogu onionchoco, dokładnie TUTAJ. Niemal od razu zabrałam się za pieczenie, zwłaszcza że miałam w lodówce pęczek rabarbaru, który zakupiłam pod wpływem wspomnianego na początku zewu natury i nie bardzo wiedziałam co z nim począć... Z pęczkiem rabarbaru, bo zewu poprostu posłuchałam ;-)
Pamiętam z dzieciństwa letnie obiady. Na obiad była poprostu fasolka szparagowa, albo bób. Teraz podawane raczej jako zdrowy dodatek do posiłku. Przynajmniej ja zawsze tak przygotowywałam obiady. W tym roku zaczęliśmy rozmawiać z mężem, jak to było i właściwie dlaczego nie? Ugotować wielki gar fasolki, bobu, albo wielki kalafior z masłem i bułką tartą i to wszystko. Wracamy do tradycji. Oczywiście nie codziennie, jadamy też jajka, mięso oraz makarony ;-) Mamy na osiedlu świetny warzywniak. Tak, w tej naszej wielkiej, szarej płycie, schowany w cieniu wieżowców. Nie taki, co to i mleko i kawę kupisz, a nawet skarpetki. Prawdziwy, jak za dawnych czasów. Na metalowych stelarzach stoją skrzynie z warzywami, w środku i na zewnątrz. Jedynym szaleństwem wydają się gotowe surówki, bardzo smaczne z resztą. A do tego ekscentryczny Pan sprzedawca ;-). Dodać należy: zaprzyjaźniony, jak z amerykańskich filmów, co to wybiera najlepsze owoce i pójdziedzie do swojego dostawczego auta po najładniejszy bukiecik koperku. Nie muszę się martwić o zakupy gdy wysyłam córkę. Nie ma obaw, że wróci ze zwiędłą rzodkiewką. Pan nas zna :-)
Wszystko wygląda pysznie, na takie ciacho z bezą mam straszną ochotę :)
OdpowiedzUsuńOj smaczne było :-) Polecam :-)
Usuńchłodnik to teraz podstawa wyżywienia, w takie upały ;) a Twój wygląda bardzo smacznie.
OdpowiedzUsuńTak, w upały chłodnik jest bardzo przyjemny :-) Wyjątkowo intensywny kolor zachował, aż się prosił o zdjęcia :-)
Usuń