Temat nerek pojawia się w mojej głowie co roku wraz z rozpoczęciem sezonu plenerowego, tudzież wakacyjnego. Gdy w drzwiach moja drużyna gotowa jest do wyjścia z: rowerkami, hulajnogami oraz trzema piłkami i frisbee, ja stoję w bezradności na myśl o torebce do tego... Trzeba przecież mieć pod ręką chusteczki, telefon (czyt. zegarek) oraz plastry... I jakoś nie dorobiłam się nerki (takiej trzeciej ;-). Nie wiedziałam jak się za nią zabrać, ale wiedziałam też, że jak się nie zabiorę, to się nie dowiem. No to się zabrałam, ale z potrzeby córki, która to potrzeba zawsze jest silniejsza od mojej ;-). Nadszedł czas, gdy zaczyna wychodzić na plac zabaw z koleżankami. Nie ma gdzie schować chusteczek, a telefon dyndający na szyi nie jest najwygodniejszy podczas dyndania na trzepaku, na przykład. I ot historia mojej pierwszej trzeciej nerki... Nie jest doskonała, no nie jest. Muszę jeszcze ją rozpracować. Jest najprostsza, bez kieszonek itp. Nie jest duża, żeby nie przeszkadzała. A czy się sprawdzi, to zobaczymy. Z pewnością Droga Helena zawsze sprawdza się w roli modelki. Uwielbiam robić Jej zdjęcia i jak widać, Ona też się nie zmusza. Nie pozostawię Wam złudzeń, Drodzy Czytelnicy, każde ze zdjęć jest pozowane ;-).
Gdy pierwszy raz zaświtał mi w głowie pomysł na saszetkę typu nerka, trafiłam na bloga JOANKI-Z, która jest mistrzynią w szyciu wspomnianych. Uszyła ich mnóstwo, przeróżnych, na przykład TUTAJ i nie zdziwię się jeśli kiedyś zrobi specjalizację z transplantologii ;-)
Pozdrawiam serdecznie Drodzy Czytelnicy :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Na moim kameralnym blogu zaczęło pojawiać się dużo spam'u... Zdarzyło się nawet, że przedostał się przez zabezpieczenia bloggera i został opublikowany jako komentarz. Stąd moja decyzja o moderowaniu komentarzy. Dziękuję za każdy niespamowy komentarz :-).