Postanowiłam zupełnie na świeżo zebrać z głowy moje myśli po podróży i podzielić się nimi z Wami. Sama nie wiem jak nazwać wydarzenia, które powodują, że robię więcej, niż się spodziewałam. "Wychodzenie ze strefy komfortu" - chyba teraz tak się ładnie mówi . I jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam jak ta strefa poszerzyła się przez lata. Sytuacje, które kiedyś powodowały stres, nerwy, a nawet rozpacz, już dziś takimi nie są. To wszystko za sprawą wyjazdów naszej rodziny, które miały miejsce w ostatnich 4 tygodniach, wielu dynamicznych zmian planów i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Nie, nie było wielkich przygód, zwyczajne życie z czwórką dzieci w podróży...
Zacznę od tego, że w związku z pracą mojego męża podczas tych wakacji postanowiliśmy zgrać ją z naszymi wakacyjnymi wyjazdami. Druga opcja była taka, że wyjechać nie możemy, bo praca... Dane mi było uczestniczyć w kilku festynach i koncertach. Nie lubię dużych zgromadzeń. Wywołują u mnie efekt wręcz klaustrofobiczny. Jak na ironię praca mojego męża związana jest z takimi i bardzo, bardzo rzadko korzystam z możliwości tego typu rozrywki. I właściwie cały ten akapit powinnam napisać w czasie przeszłym. Okazało się bowiem, że jest dobrze. Nie jestem w wirze zabawy i rozrywki, ale jestem i poznaję ludzi, smaki, widoki, całkiem nowe... Mur pokonany, bez walenia głową w ścianę...
Kolejnym etapem były Światowe Dni Młodzieży. Całą rodziną wzięliśmy udział w jednym wydarzeniu. Pierwszy związany z nim strach, pierwszy mur, to szaleńcy gotowi na terroryzm. Tak, myślałam o tym jadąc do Krakowa. Drugi to strach przed tłumem. Jednak ten tłum miał twarze, ponad 2 mln twarzy, a wśród nich znajomi, przyjaciele i rodzina. I znów byłam. Bez większych nerwów i lęków, z radością, że moje dzieci widzą to wszystko na własne oczy. Kolorowych, roztańczonych i rozśpiewanych ludzi z całego świata. Nawet dla mnie było to duże przeżcie. Na swoich nogach zrobiły w tej atmosferze 12 km...
Następna bariera: zmęczenie. To łatwiejsze - fizyczne podczas wędrówki po górach. Oczywiście nie była to wysoka wędrówka, ale jednak wędrówka z czwórką dzieci... Można dodać sobie (psychologicznie/mentalnie) kilkaset metrów wyżej (pić, jeść, plaster, siku, kiedy będzie szczyt, mój kij jest za krótki). Znacznie większym zmęczeniem był moment, gdy zmęczenie dopadało dzieci, zarówno to zmęczenie fizyczne, jak i to ciągłego przebywania ze sobą. Znajomy, który nas gościł przez kilka dni stwierdził, że po trzech tygodniach wakacji z dziećmi należałoby je odstawić do dziadków i wyjechać odpocząć ;-). Nie wiem co sobie myślał ten nasz Gospodarz, gdy widział kłótnie dzieci, a nas bez sił. Jeżeli myślał, że sobie nie radzimy, to miał rację!
Po co? Po co wychodzić ze strefy komfortu, wchodzić w sytuacje budzące strach? Po co fundować sobie od startu takie wakacje "not at all inclusive"? Żeby zobaczyć kota, w oknie rozwalającej się chałupy, całe stado bocianów polujących niespiesznie na skoszonym polu. I te w gniazdach, co chwilę. Pola, które jeszcze falują złotymi kłosami wzdłuż szybkich ulic, zmieniające się na południe w malownicze belki słomy. I zobaczyć jeszcze, że wszystko może być piękne, nawet potężne maszyny w stoczni....
I po to, żeby małe i większe stopy mogły pójść tam, gdzie zechcą. W pojedynkę, we dwoje czy w sześcioro. Żeby zobaczyły, gdzie mogą pójść. Żeby wiedziały, że nie są przeszkodą.
I wreszcie po to, żeby zobaczyć swoje nogi bez siniaków na wysokości otwartej zmywarki. Oraz dłonie i paznokcie, z którymi mogłabym pójść bez wstydu na manicure. Okazuje się, że nie potrzebują kremu, wystarczy że nie obierają tylu warzyw, nie szorują wanny i nie zapierają malinowych plam. Po to, żeby przeżyć, zobaczyć ile się zmieniło. Moje życie nie jest stagnacją w domowym kieracie. Ja się rozwijam, jestem bardziej otwarta, odważniejsza i silniejsza!
Jak to się stało? Skąd te zmiany? Doświadczenia, te zwyczajne życiowe i te mniej zwyczajne, które miały zabić, a nie zrobiły tego. Dzieci, teoretycznie to one wyznaczają mój horyzont. Za nimi i dla nich biegam całymi dniami. A jednak to ich wyobraźnia, ich brak ograniczeń, ich poczucie wolności, ufność, odwaga, radość sprawiają, że moja wyobraźnia, odwaga, ufność, poczucie wolności, radość wzrastają. Dzieci nie są przeszkodą w podróżowaniu i zwiedzaniu, są ich częścią, z całym inwentarzem. A co jeśli zachorują? Oczywiście, że chorują i miewają wypadki, tak jak rok temu pod nasz namiot zawitała Pani Doktor z miejscowego (nadmorskiego) Ośrodka Zdrowia, tak w tym roku w niedzielę, podczas ŚDM, gdzie większość Krakowiaków wyjechała z miasta, znalazła się Pani Dentystka. Teoretycznie ciągle powinnam się o nie bać. W praktyce: przy naszej czwórce niczego nie przewidzę, niewiele zaplanuję, już sama nie wiem czego się bać, więc po prostu przestałam...
P.S. I jeszcze zdjęcia, mojej osoby, którymi Was dziś uraczyłam... Mój chłopak, później narzeczony, a obecnie mąż, kiedyś robił mi bardzo dużo zdjęć. To były czasy 36 klatkowych filmów i ustawień manualnych, a zdjęcia mojej osoby stanowiły sporą część tych klatek. Zaczęły mi się nawet podobać (wychodziłam coraz lepiej lub poprostu przywykłam). Później pojawiły się dzieci, to je fotografowaliśmy. Teraz na wakacjach stanął z aparatem naprzeciw mnie i nie bardzo się z tym czułam, czułam się źle!... Było sporo śmiechu, trochę onieśmielenia... No cóż, nie jestem już młoda, nie jestem idealna, ale taką właśnie mnie kochają.
Taka jestem.
Zawsze na koniec takich osobistych wynurzeń mam ochotę powtórzyć za Gombrowiczem i właśnie dzisiaj to zrobię:
"Koniec i bomba. A kto czytał ten trąba."
:-)
Podsumowując, pisałabym raczej o wchodzeniu w strefę komfortu, którą zdaje się były te wakacje dla Was. Super! Czekam z utęsknieniem na swoje. Pozdrawiam. Trąba;)
OdpowiedzUsuń:-) Zdaje się, że kolejna słuszna uwaga :-) Jesteś bardzo wnikliwym Czytelnikiem! Dziękuję. Wakacje były kapitalne czego i Tobie życzę. Pozdrawiam. Trąba - extra ;-)
Usuń