poniedziałek, 15 września 2014

Od czegoś trzeba zacząć...



Minął już miesiąc od pojawienia się na świecie naszego małego Jacka. Czułam od kilku dni, że mnie "nosi". Syndrom niespokojnych rąk uśpiony na chwilę zaczął atakować ;-). Jeszcze nie czułam się na siłach (czasowych) żeby zabrać się za grubszą pracę, nasza paleta czeka... Jednak musiałam już coś zrobić. Malowanie ramek planowałam od dawna, ale nie miałam na nie pomysłu. Po przeprowadzce zebrała się niezła kolekcja ramek i rameczek, a każda w innej wersji. Chciałam zawiesić je wszystkie w jednym miejscu, ale z kolorowymi zdjęciami utworzyłyby niezłą pstrokaciznę. Postanowiłam ujednolicić je kolorem. Wykorzystałam farbę od łóżeczka, uwielbiam ją i z pewnością jeszcze użyję.





Zaryzykowałam też malowanie ramki metalowej. Jej stara wersja nie pasuje do naszych wnętrz i leżała z innymi w szafie. A w ramce stare zdjęcie rodzinne z 1907 roku, o którym kiedyś wspomniałam. Efekt jaki jest, każdy widzi.  Nie jestem pewna, czy wygląda lepiej, ale niewielkie to ryzyko, bo ramka nie jest zabytkowa :-). Przy okazji wypróbowałam farbę akrylową na metalu.


Jak już wzięłam w rękę aparat to sobie popstrykałam... popołudniowe słońce tak ładnie zaczęło zaglądać do kuchni. Lubię ten czas w ciągu dnia. Filiżanki nie malowałam ;-), a kwiaty to więdnący storczyk, który kwitnie nieprzerwanie od listopada ubiegłego roku!








Pewnie zobaczycie jeszcze ramki gdy zawisną w naszej domowej galerii, ale trochę potrwa wybieranie zdjęć. Nie chciałam już czekać, żeby znów nie utknąć. Przyznaję, że przez chwilę zaczęłam wątpić, czy uda mi się wyjść poza codzienność... Na początku byłam nawet z siebie dumna, że jakoś daję radę, ale to mi nie wystarcza... Lubię zajmować się domem, lubię sprzątać po śniadaniu gdy cała gromada już wyjdzie. Odkurzać i wieszać czyste ręczniki. Lubię szykować przekąskę gdy wracają i obiad na 15. Lubię siadać te kilka razy dziennie i karmić najmłodszego, ale to nie wszystko. I nie chodzi o ambicję, o to, że nic nie tworzę, że zamykam się w czterech ścianach. Zrozumiałam, że chodzi o czystą przyjemność z tego tworzenia, tego mi brakuje. Tak bardzo przyzwyczaiłam się do takiej aktywności, że nie wyobrażam sobie codzienności bez niej. Nie jest mi łatwo znaleźć teraz czas. Przez chwilę zastanawiałam się:  co stało się z dobą? To jak z zakupami w markecie. Kupuję najpotrzebniejsze rzeczy, a przy kasie okazuje się, że rachunek idzie w setki. Patrzę na paragon i zaledwie kilka pozycji przekracza 10 zł, reszta to drobiazgi, które pomnożone przez naszą rodzinę dają te setki... Wracając do mojej doby. Dotarło do mnie, że od miesiąca kilka z jej godzin poświęcam małemu J. Kilka(naście) karmień po 20-30 minut, odbijanie, zmiana pieluch, przebieranie, kąpanie. A doba ma ciągle 24 godziny...


Z czasem wszystko się układa, jak ryż w szklance. Mam nadzieję, że zmieści się jeszcze trochę. Muszę tylko pamiętać, że nie można ryżu ciągle uklepywać, bo nie można. Szklanka jest ze szkła, a doba ma 24 godziny :-) Nie wszystko zostanie zrobione...


2 komentarze:

  1. Uwielbiam ten odcień niebieskiego. Kołyskę mojej córki miałam pomalowaną na identyczny kolor.
    Pomysł z ujednoliceniem ramek jest świetny, już teraz, nawet puste wyglądają świetnie.
    A czas na własne przyjemności znajdzie się... z czasem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niebieski jest świetny. Intensywny, ale nienachalny i odcień zmienia się przy różnym świetle. Mnie także podobają się puste, dlatego poniosło mnie ze zdjęciami. Pozdrawiam.

      Usuń

Na moim kameralnym blogu zaczęło pojawiać się dużo spam'u... Zdarzyło się nawet, że przedostał się przez zabezpieczenia bloggera i został opublikowany jako komentarz. Stąd moja decyzja o moderowaniu komentarzy. Dziękuję za każdy niespamowy komentarz :-).