Do rzeczy. Pod wpływem (jednak) wirtualnego "bywania" wpis prawie na gorąco ;-) Rozbawił mnie poniższy obrazek na moim kuchennym stole. To nie ustawka :-)
Tak, dziś (w niedzielę) na obiad jemy naleśniki. Moje dzieci kierując się naturalnym instynktem (szaro - buro na dworze = słodko na talerzu) nie zaburzonym szeroko rozumianą kulturą (niedziela = rosół i kurczak) jednogłośnie poprosiły o naleśniki. A ja nie napiszę w tym miejscu: "Wychodząc na przeciw potrzebom moich dzieci..." Wyszłam na przeciw także swoim potrzebom i z ogromną przyjemnością zjadłam z dziećmi naleśniki z powidłami śliwkowymi mojej mamy. Część naleśników była przypalona... w trakcie smażenia usiłowałam podgonić moją robótkę ;-) Już nie mogę się doczekać kiedy skończę, bo robię coś dla siebie. Tak więc w każdej wolnej chwili dziergam. Dla nie wtajemniczonych na talerzu jest laleczka dziewiarska, o której ostatnio pisałam. Odłożona tam w pośpiechu pod wpływem zapachu spalenia...
To na tyle dzisiaj :-) Życzę Wam miłego popołudnia i dobrego tygodnia.
Widziałam w Tchibo :-) Karolo, a masz też te obręcze dziewiarskie?
OdpowiedzUsuńNie, mam tylko laleczkę i kupiłam ją jakiś czas temu w pasmanterii. Dopiero teraz się wciągnęłam :-)
UsuńOj jak ja to bardzo rozumiem....u mnie obok naleśników (ulubione danie trójki moich dzieci) leżą gilotyna do papieru, nożyczki, szydełko, papiery....i takie tam... Czasami mieszam zupę, a druga ręka pełna tematycznie odległych przedmiotów... Mąż zawsze po powrocie poznaje kiedy "zaczęło się". Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń:-) Taak, to kwestia wprawy ;-) Czasem trzeba "wykradać" czas dla siebie przy małej gromadzie... Mój mąż już prawie się przyzwyczaił :-) Pozdrawiam.
Usuń