wtorek, 28 sierpnia 2012

Kolekcja klamerek.


Nie, że zbieram ale, że zrobiłam ;-) Chociaż gdybym zbierała to kupiłabym wszystkie, bo jak mówię: jestem największą fanką swojego talentu. Nie, że taka super jestem, ale raczej, że mnie najbardziej się podoba i niezmiennie mam nadzieję, że nie tylko mnie :-))) Poniosła mnie wyboraźnia i niepohamowana chęć zrobienia prawdziwych przydasi, co to częśniej nie przydają się niż się przydają ;-) Gdy pokazuję komuś takie cudaki to zazwyczaj słyszę, że chyba nie mam co robić... Ja oczywiście mam co robić, ale to były wakacje i wybór między praniem, a zdobieniem klamerek to nie wybór ;-) No i jak już są to do rzeczy. Nie wiem jak na to wpadłam, czy wpadłam sama, czy gdzieś, coś, kiedyś widziałam. Klamerki przygotowałam do pakowania i ozdabiania prezentów. Lubię pakować prezenty w niewyszukane, proste, jednokolorowe papiery i dodawać jakiś akcent. Czasem przypinałam takie klamerki z biedronkami itp... no i na kanwie tamtych wymyślilam coś takiego. Zakupiłam drewniane klamerki i zaszalałam. Radocha ogromna, a to chodzi :-) Myślę sobie, że mogłabym zawodowo zająć się zdobieniem klamerek ;-) Tak więc na zakończenie wakacji moja wesoła kolekcja podzielona tematycznie.


Seria Morska



Kropka PeeL ;-)


Botanicznie.


Z innej bajki...


Rustykanie - Naturalnie.


Nie wiadomo do czego przypiąć ;-)


Plac manewrowy ;-)


P.S. Bezpośrednią inspiracją na klamerki a' la boja żeglarska były dla mnie boje ozdobne z Galerii Camomille :-)

P.S. Dużo dziś u mnie niepoprawnej polszczyzny, naprawdę już czas wrócić do szkoły ;-)

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Zapraszam na Noc Majową.

Nie, że przerwa taka ;-) Oj, nie! Zapraszam natomiast na bloga Noc Majowa, o którym już wspominałam, celem zachwytu nad Kolekcją Ubranek dla Lalek. U mnie kilka zdjęć, a na Nocy Majowej więcej. Jest nawet opis, co na jaką okazję lalka włożyć powinna :-)






Dlaczego tu i teraz zapodaję powyższe fotki? Otóż moje córeczki są szczęśliwymi posiadaczkami tych ubranek. O takich rzeczach się pisze! Nie byłabym sobą, gdybym nie napisała także o swoich przemyśleniach ;-) To wspaniałe, jak to, kim i jacy jesteśmy wpływa na rzeczy, które tworzymy.  Te ubranka to miniaturka rzeczy, które nosi lub mogłaby nosić Noc Majowa (w sensie właścicielki bloga, choć noc majowa, jako taka, też dobrze czułaby się w nich;-) W zakładce SUKIENKI można zobaczyć kilka, które uszyła dla siebie i samemu ocenić, czy podobne ;-) Nie trzeba pisać, że córeczki zachwycone, gdyż mama coś nie bardzo zabierała się za stroje wieczorowe... no tak mam ;-) 

Pozdrawiam i Dziękuję!

środa, 22 sierpnia 2012

W stylu morskim.



Zdjęcie powyżej to taka mała zajawka tego, co jeszcze działo się w mojej wakacyjnej pracowni. W dzisiejszym wpisie zajmę się chwilkę tym, co poniżej. Przygotowałam takie oto przydasie do pokoju dzieci. Rzeczy, które dziś pokazuję zostały zwyczajnie pomalowane. To takie przyjemne - malowanie - mimo nie posiadania zdolności. Nawet zwykła gwiazda wyszła jak morska rozgwiazda. Lubię rozgwiazdy i od tematu nie odbiega, więc jestem zadowolona ;-) Ogromną przyjemność sprawia mi też tzw. obróbka drewna. Nie tylko to, co daje efekt czyli zdobienie. Bardzo lubię szlifowanie papierem ściernym i lakierowanie końcowe. Drewno tak ładnie pachnie. Do rzeczy - chustecznik. Po co tracić czas i pieniądze na takie przydasie, skoro wiele firm proponuje chusteczki w atrakcyjnych opakowaniach jednorazowych? Ja zrobiłam taki, bo ładnie wygłąda, niezależnie od tego, co w środku i zawsze tworzy całość z innymi przydasiami we wnętrzu. Po drugie, dla mnie ważniejsze, jest bardzo praktyczny. Obciąża opakowanie i do ostatniej chusteczki łatwo się je wyjmuje. To przydatne, zwłaszcza przy dzieciach. Przy nich zazwyczaj jedna ręka jest zajęta, choćby powstrzymywaniem dziecka przed ucieczką przed wytarciem nosa... Kolejne przydasie to pudełeczka na płytki. Początkowo powstało pudełko AUDIO do słuchowisk i audio książek. A w nim przebój tych wakacji czyli Pipi, wszystkie trzy części! Czytane przez Panią Edytę Jungowską. Świetna pozycja.




Jak już się tłumaczyłam, powodem dla którego nie pokazywałam moich wytworów na bieżąco, było to, że serie nie powstawały razem. Drugie pudełko: FILM powstało kilka dni temu. Sam napis fajnie wyszedł, przez przypadek, zupełnie jak stempel, a to sprawka pędzla. To pudełko z myślą o filmach w małych, miękkich okładkach, dodawanych często do gazet. Nie wiadomo gdzie je odkładać, żeby było dobrze. Teraz będą miały miejsce i będą wyglądały porządnie ;-) Oczywiście nie będzie w nim filmów, które tu widać, bo się nie mieszczą, ale chciałam o nich zagadać ;-) Zakupiliśmy dzieciom (sobie także, taka prawda ;-) z okazji Dnia Dziecka filmy w zestawie: "Czarne Stopy", "Podróż za Jeden Uśmiech"!, "Dziewczyna i Chłopak" oraz "Paragon Gola!". Piszę o nich, bo to dla mnie nieodłączna część wakacji z dzieciństwa. Zestaw zadawala każdego członka naszej rodziny i mimo braków kolorów (tylko "Czarne Stopy" są w kolorze) bardzo podobają się dzieciom. Taki wakacyjny akcent poza kolorami w stylu morskim :-)



środa, 15 sierpnia 2012

Decoupage i rozważania kulinarne.

Dziś małe conieco z wakacyjnej pracowni i moje, zdecydowanie subiektywne, kulinarne rozważania dla chętnych ;-) Zapraszam. 


Skrzynka na magiczne receptury czyli przepisy wyrwane, spisane, znalezione, kserowane kartki z inspirujących ksążek. Wszystkie chowam do tej skrzynki i od czasu do czasu wyciągam jakiś nowy na wypróbowanie. Te, które sprawdzają się w naszej rodzinie, które powtarzam kilka razy, wpisywane są lub wklejane do zeszytu z recepturami. Skrzynka o rozmiarach: 20 × 30 × 10 cm była opakowaniem do pitnego miodu, zdaje się. Już kilka lat służy w stanie surowym, ale surowe, niezabezpieczone drewno niszczeje od kurzu i traci kolor. Długo nie miałam na nią pomysłu, później chciałam ją oczyścić i polakierować tylko, aż tego lata stała się skrzynką mandarynek :-) Ozdobiona techniką decupage, o której wspominałam już TUTAJ. Wykorzystałam serwetkę z motywem mandarynek oraz z jakimś tajemnym tekstem wewnątrz, nie będzie go widać, ale ja wiem, że tam jest ;-) Poszła na pierwszy ogień po dłuuugiej przerwie mojego kontaktu z decoupagem i pozostawia wiele do życzenia. Nie poprawiam, choć mogłabym, mogłabym też zacząć od początku, jednak to jest to, co kocham w pracach ręcznych, te niedociągnięcia, niemożliwe przy taśmowej produkcji. Sprawiają, że rzecz jest wyjątkowa. Oczywiście od takiego myślenia jeden tylko krok do zamierzonego zaniedbania, trzeba się pilnować... Póki co dopieszczam moje rzeczy jak potrafię najlepiej na dzień dzisiejszy, a jeśli już jutro pomyślę "potrafię lepiej" cieszę się, że czegoś znów się nauczyłam...


Zeszyt na magiczne receptury. Pomysł wpadł mi do głowy podczas przygotowywania wpisu o skrzynce :-)) Kończy się mój dotychczasowy zeszyt z przepisami i pomyślałam, że nowy mogłabym ozdobić decoupagem. Zakupiłam zeszyt w twardej oprawie i moim ulubinym formacie B5. Puściłam wodze wyobraźni (ale nie za bardzo;-) i w mojej wakacyjnej pracowni powstał taki zeszyt. Jak wspomniałam, do zeszytu wpisuję te sprawdzone przepisy, ale też moje autorskie, wpisuję uwagi, poprawiam, obliczam 1,5 porcji, 2 porcje, 5 porcji :-) Obawiam się, że na karteczkach odeszłyby w niepamięć. Tak więc mój zeszyt nie jest w środku śliczny i schludny... jest używany, w kuchni, niemal codziennie, niech pierwsze wrażenie poprawi odbiór reszty :-) 


Przednia część okładki.

Tylna część okładki.

Wewnętrzna część okładki.

Pierwszy przepis.

Trudno uwierzyć, że nie majstrowałam przy zdjęciach zeszytu. To było chwilę przed burzą, taka czerwona poświata pojawiła się na dworze, do tego kolory obrusu i pomidorów. Chyba fajnie wyszło przez przypadek. Zaczynam zauważać rożnicę w świetle!
⎯  ⎯  ⎯  ⎯  ⎯  ⎯  ⎯  ⎯  ⎯  
Teraz już część, dla tych, którzy mają ochotę jeszcze poczytać, o moich myślach wokół ot, takiego zeszytu ;-) Myśli kulinarne, rzecz jasna.
Okazuje się, że nic z mojej okładki nie jest przypadkowe, choć nie planowałam, że musi coś oznaczać, że musi o coś chodzić, żeby było o czym pisać ;-) Mimochodem wybrałam jednak to, co lubię, do czego mam sentyment. Już tak mam... O czym więc okładka ta stoi? Większa część okładki to felieton z "Twojego Stylu" o warzywach  autorstwa Tessy Capponi-Borawskiej. Bardzo lubię te felietony. Pobudzają wyobraźnię kulinarną i dają ogromne pole do popisu. Pani Tessa pisze co z czym się jada, a co do czego nie pasuje. I dzięki temu, że nie znajduję w nich szczegółowych przepisów to powstaje o wiele więcej różnych potraw. Nie poruszam się zupełnie po omacku w jakimś temacie, a z drugiej strony mam poczucie, że zrobiłam, a nawet wymyśliłam! coś sama. Ten felieton o warzywach był fantastyczny! Dzięki niemu przyrządziłam fasolkę szparagową w sosie pomidorowym, tak jada się we Włoszech. W tej formie jest daniem samym w sobie, a także doskonałą alternatywą do bułeczki smażonej na masełku... 
Jeśli chodzi o Tessę Capponi - Borawską, to pierwszy raz zetknęłam się z Nią w telewizyjnym programie kulinarnym i przyznam, że nie bardzo przypadła mi do gustu... Pamiętam jednak, że z tego programu nauczyłam się przygotowywać "polskie pesto". Świetny sos, dostosowany do polskich realiów i smaków. To sos na bazie natki z pietruszki i ziaren słonecznika. Miksuje się je w blenderze z kilkoma łyżkami oliwy i szczyptą soli. Uwielbiam go w kuchni! W tym programie wystąpił w idealnym! trio. Otóż był dodatkiem do makaronu świderki z... fasolką szparagową. Polecam, moja rodzina bardzo lubi. "Polskie pesto" jest świetnym dodatkiem do warzyw gotowanych i sałatek. Bardzo dobra alternatywa do standardowego pesto i nowy smak.


  
Okładka książki, którą muszę
w końcu oddać właścicielowi...
Jeszcze parę zdań o autorce. Zachwyca mnie bowiem jej książka. To wspomnienia i wydarzenia z Jej życia, ale także dotyczące historii Włoch i samej Toskanii. Ma zupełnie inny nastrój niż bardziej zane książki, gdzie historie ludzi przeplatają się z przepisami i opowieściami o jedzeniu. Historie o tym, jak ktoś (zazwyczaj kobieta, Amerykanka) wyrusza do Włoch, w których się zakochuje i wszystko się zmienia. Żeby nie było wątpliwości, bardzo lubię te książki także. Mam tu na myśli "Pod słońcem Toskani" Frances Mayes oraz serię Marleny de Blasi "Tysiąc dni w...". Książka Tessy Capponi - Borawskiej jest poprostu inna, jakby poważniejsza, powiedziałabym nawet, patriotyczna...  Zawiera też przepisy. Kilka wypróbowałam. Moim numero uno jest Makaron z sosem pomidorowym niegotowanym (Pasta col sugo di pomodoro crudo). Pomidory, zioła, przyprawy, oliwa i gotowe! Do tego makaron al dente, oczywiście i fantastyczny, szybki, letni obiad na stole :-)

Makaron świderki z sosem pomidorowym niegotowanym, przepis
na stronie 37.
Częścią okładki mojego zeszytu jest przepis na karczochy (także "Twój Styl"). Jedyny kontakt z karczochami jaki miałam to jedząc je. Nie mam odwagi ich przyrządzić. Bardzo rzadko spotykam je w sklepach, może to sprawia wrażenie niedostępnych... Pamiętam jednak, gdy około 10 lat temu zobaczyłam na rynku BAKŁAŻANA. Oniemiałam z zachwytu nad kolorem i pięknem tego warzywa. Był dla mnie tak egzotyczny, że nie odważyłam się go wtedy kupić... A dziś? Uwielbiamy go. Pieczonego w żeliwnym garnku w towarzystwie pomidorów, cukini, pora i tego na co mamy ochotę, z odrobiną oliwy i soli. Albo grliowanego, podanego na zimno z oliwą i przyprawami. Ja osobiście uwielbiam pastę z bakłażana, która wygląda dość kiepsko a smakuje obłędnie! Mam dylemat: czy podawać ją gościom?... Albo ulubiony bakłażan mojego męża: smażony w cieście np. piwnym. Pisałam o karczochach ;-) Plan mam taki: w tym zeszycie znajdzie się sprawdzony przepis na pysznego, ulubionego karczocha, niech okładka będzie przypomnieniem. Przy okazji: marzą mi się jeszcze smażone kwiaty cukinii, ja o nich śnię, nigdy nie jadłam :-(


Bakłażany w Cieście Piwnym, w tle
Zupa Dyniowa

Gdyby jeszcze ów kwiat usmażony
 był w lekkiem cieście i rósł  tak
na krzaku, taki gatunek...
Na tylnej części okładki jest fragment artykułu z "Claudii" o kulinarnych blogerkach. Wybrałam ten, który jest mi największą inspiracją. Eliza Mórawska vel Liska pisze blogi White Plate oraz Pracownia Wypieków. To z Nią przygotowałam zakwas i upiekłam pierwszy chleb. I bez zaglądania do zeszytu zastanawiam się, które przepisy najbardziej zapamiętałam, bo wykorzystałam wiele. Z Pracowni Wypieków to z pewnością Chleb Polski, Ciabatty i Chleb Tostowy. Z White Plate pomyślałam o Tarta Tatin, Panforte di Siena i Kruchych Ciasteczkach, które piekę z córkami :-) Z wytrawnych pozycji to wspaniała Zupa Porowo - Ziemniaczana i Barszcz Wigilijny. To pierwszy barszcz bez zakwasu, który mi smakuje.


Mój pierwszy chleb.
Żytni na zakwasie.
Nasz domowy chleb powszedni.
Chleb polski na zakwasie, pieczony
w garnku żeliwnym.
Blogi, o których wspomniałam są bardzo popularne, Liska podejmuje nowe wyzwania, ciekawie ogląda się jej starsze wpisy, widać jak wiele zrobiła w kierunku profesjonalnej fotografii potraw. Przyznam jednak, że ostatnie zdjęcia mniej mi się podobają, wolałam te swojskie, z których człowiek ma ochotę sięgnąć po kawałek ciasta... W ostatnim czasie pojawiają się bardziej artystyczne, na których gra światło, tak się chyba mówi...
Zdjęcia, które dziś zamieszczam to kilka moich radosnych kuchennych przygód z blogami Liski. Czasem pstrykałam zdjęcie telefonem i nie przypuszczałam, że kiedyś je...opublikuję ;-) Niektóre zrobione kilka lat temu.


Mój pierwszy chleb bochenkowy. To znaczy, że uformowałam
 bochenek, po czym wyrastał w koszyku. Upiekłam go na
ceramicznym kamieniu. 
Wspomniane już Ciabatty. 
Kończąc powoli moje kulinarne wywody zaglądamy do środka zeszytu, bo ciągle o nim mowa. Zioła... Zioła i zielnik są moją pasją. Moje zainteresowania 10 lat temu szły w kierunku botanicznym, dziś zmienił się nieco kierunek (na kulinarny), ale pasja pozostała. Obiecałam sobie, będąc młodą dziewczyną, gotować zupy bez tzw. jarzynki, vegety czy innych takich... W mojej rodzinie nikt nie posiadał tej umiejętności i wydawało się to sztuką magiczną! Jarzynka także wydawała się nią być (magią) bo wystarczyła łyżeczka i wszystko smakowało, no właśnie podobnie... Teraz już wiem, że to nie magia a nauka, a dokładniej chemia... Tak więc, wbrew pozorom nie odeszłam od tematu, zioła pomagają uzyskać niepowtarzalne smaki moim zupom. Majeranek, bazylia, oregano, tymianek, gałka muszkatałowa, pieprz... mam już swoje ulubione połączenia i już nie tak często zdarza mi się eksperymentować.


Zwykły obiad, zwykła zupa warzywna z lubianym
 przez dzieci dodatkiem: malutkimi pulpecikami.
Do tego świeży chleb i nic więcej...
I pierwszy wpis w zeszycie! Na pamiątkę tegorocznych wakacji oraz pierwszego i drugiego upieczenia eksperymentalnego. Eksperyment udany, Tarta Wiśniowa została zapisana i zabezpieczona przed niepamięcią. Szczegóły tarty pojawią się pewnie kiedyś na blogu. Uwielbiam ten rodzaj ciast.


Letnia wiśniowa tarta i Cynie, wspanaiałe letnie kwiaty i Cappuccino.

Ciekawa jestem, czy ktoś wytrzymał do końca... Może jest rok 2039, moja córka jest w moim wieku i stała się równie sentymentalna jak mama... I to właśnie Ona wytrwała! Macham  do Cię córeczko i widzę, że mnie bardzo kochasz ;-)

Dziękuję za uwagę :-)


piątek, 10 sierpnia 2012

Długa poduszka musi być...



Tak powiedziala moja mama, kiedy na świat miała przyjść moja pierwsza córka a jej pierwsza wnuczka. Ech... Wizja koronek, falbanek i tych zaciśniętych tasiemek po bokach, nie tego widoku nawet oczy mojej wyobraźni znieść nie mogły i nie musiały ;-) Okazało się, że ta długa poduszka była bardzo przydatna, korzystałam z niej przy każdym dziecku podczas chłodnych letnich wieczorów na dworze lub też mroźnych dni wczesnej wiosny :-) Używaliśmy jej jedynie w pierwszych tygodniach życia. Cudownie otulała dzieci we wózku. I nie ma korrronek i falbanek zakrywających małe głowki. I nie ma sznurków przeszkadzających w zwijaniu się w kulkę :-) Uszyłam poszewkę, która do dziś bardzo mi się podoba, choć powstała ponad 7 lat temu. Uszyłam wtedy także małą kołderkę, z niej korzystaliśmy gdy poduszka odchodziła już na dno szafy. Długa poszewka na poduchę to standardowe 45cm na 145cm. Kołderka ma wymiary 100cm na 110cm. Teraz korzystają z niej moje...wnuczki (lalki Nancy sztuk 4). Tak, zostałam nazwana babcią, podobno się nadaję ;) 

   








 ...jak to KONIEC zabawy...


poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Chyba już można iść spać...


To najmłodszy zestaw z ostatnio prezentowanej serii. Powstał latem 2011 roku dla najmłodszego dziecka jako zestawik wózkowy. Kołderka była już w użyciu starszej córeczki ale z jednej strony obszyta była błyszczącą satyną i primo po pierwsze: satynka i chłopak nie idą w parze... Primo po drugie satynka uległa licznym zaciągnięciom. Natomiast primo po trzecie: kołderka miała urzekającą milutką i mięciutką tkaninkę z drugiej strony. Do tego Kubuś Puchatek w kolorze błękitu i zestaw gotowy. Po co 4 poduszki? Ta malutka, niemal płaska to dla malucha do wózka. Nie podnosi główki do góry a daje jej milutkie towarzystwo. Dwie poszewki na jaśki należało uszyć starszym siostrom najmłodszego braciszka, bo materiał w Kubusia i motyle nie przeszedł niepostrzeżony;) A czwartą uszyłam z rozpędu i czekała troszkę aż maluszek podrośnie. Jak widać, już podrósł...






"Chyba już można iść spać
Dziś pewnie nic się nie zdarzy
Chyba już można się położyć 
Marzeń na jutro trzeba namarzyć"  A. Poniedzielski 

cdn...